„Rozmowy o zmroku” o Juliuszu Słowackim
Opublikowany przez mil.chilinska@gmail.com
26 lutego 2021
Dnia 19 listopada 2020 roku na antenie radiowej Dwójki Adrian Bąk w audycji „Rozmowy o zmroku” przeprowadził wywiad na temat Raptularza wschodniego Juliusza Słowackiego z Profesor Marią Kalinowską, Profesorami Henrykiem Głębockim i Zbigniewem Przychodniakiem. Dzięki uprzejmości Redaktora możemy odsłuchać fragmentu tego nagrania i uzupełnić materiały dotyczące wielkiej wschodniej podróży poety o kolejny głos w dyskusji nad tym odnalezionym rękopisem. Poniżej zarówno link do audycji, jak i jej transkrypcja – dla tych, którzy szczególnie cenią sobie słowo pisane. Panu Adrianowi Bąkowi za udostępnienie audycji bardzo serdecznie dziękuję!
Tytuł audycji: „Rozmowy po zmroku”/ radio Dwójka
Prowadził: Adrian Bąk
Data emisji: 19.11.2020
Godzina emisji: 21.30
Transkrypcja tekstu: Milena Chilińska
Adrian Bąk: Dobry wieczór. Do 2009 roku uważano, że spłonął w czasie drugiej wojny światowej. Dziś już wiemy, że tak się nie stało, że jest. I co więcej kładzie nowe światło na twórczość wieszcza narodowego Juliusza Słowackiego. Mowa o Raptularzu wschodnim, odnalezionym dziesięć lat temu dzienniku poety z podróży na Wschód, który został właśnie opublikowany. Dziś porozmawiamy i o Raptularzu i o publikacji poświęconej Raptularzowi – trzytomowej, która właśnie się ukazała. Odnaleziony, po ponad osiemdziesięciu latach przez prof. Henryka Głębockiego, rękopis został wydany i opracowany przez ogólnopolski Zespół badawczy pod kierunkiem prof. Marii Kalinowskiej. Czy Raptularz rzuca nowe światło na twórczość wielkiego poety i jaką wartość ma dla współczesnych? O tym porozmawiam z moimi gośćmi, a są nimi wywołany już prof. Henryk Głębocki – odkrywca Raptularza, prof. Maria Kalinowska z Wydziału „Artes Liberales” z Uniwersytetu Warszawskiego, szefowa zespołu, który opracował trzytomową publikację i prof. Zbigniew Przychodniak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dobry wieczór Państwu.
Pamiętam, że o odnalezieniu Raptularza dowiedziałem się będąc jeszcze na studiach polonistycznych na Uniwersytecie Gdańskim, na studiach pierwszego stopnia. Tekst na ten temat ukazał się wówczas w dwumiesięczniku „Arkana”. To odbiło się echem, jako że zbiegło się też w czasie, gdy studiowaliśmy poezję Juliusza Słowackiego. I wtedy, już przecież jako dorosły mężczyzna, ale jeszcze z romantycznym usposobieniem, wyobrażałem sobie odkrywanie Raptularza jak taki odcinek filmu przygodowego niczym z Indiany Jonesa, choć przecież miejscem akcji, że tak powiem, była Moskwa. Cieszę się, że teraz mam przyjemność rozmawiać z odkrywcą. Panie Profesorze, proszę więc skonfrontować te moje młodzieńcze wyobrażenie z rzeczywistym procesem, którym było odkrycie Raptularza, jak udało się tego dokonać? Czy wiemy jakie były losy notatnika?
Henryk Głębocki: Przede wszystkim bardzo dziękuję, że mogę wystąpić w tak znakomitym gronie wspaniałych badaczy. Nie jest to jakaś fałszywa skromność, jestem tylko historykiem, a zostałem zaproszony do Zespołu Pani Profesor Kalinowskiej i mogłem obracać się wśród znakomitych badaczy i Słowackiego i romantyzmu polskiego i literatury polskiej. Ja zajmując się po prostu epoką Słowackiego i szukając materiałów do własnych książek, penetrowałem rosyjskie archiwa od szeregu lat i latem 2003 roku podczas takiej dłuższej wyprawy archiwalnej w zbiorach Działu Rękopisów byłej Biblioteki Lenina, dzisiaj noszącej nieco inną nazwę – Rosyjska Biblioteka Państwowa, główna tego rodzaju placówka Federacji Rosyjskiej, natknąłem się na intrygujący zapis na jednym z inwentarzy, czyli w takich rejestracjach zbiorów rękopiśmiennych. Otóż w dziale rękopisów obcych, pochodzących spoza Rosji, znalazłem wpis z roku 2001. Przypomnę, że czytałam to w 2003 roku, czyli to był świeży zapis o zakatalogowaniu, niedawnym więc zakatalogowaniu, polskiego rękopisu, który był opisany dosyć dokładnie jako właśnie rękopis poematu Podróż na Wschód z informacją, iż jest to notatnik, w którym znajdują pieczątki Biblioteki Ordynacji Krasińskich.
Było to bardzo, bardzo intrygujące, ale byłem pochłonięty wtedy swoimi badaniami, a warunki były dosyć trudne, to znaczy były duże ograniczenia w dostępie do archiwaliów Biblioteki Państwowej, ponieważ dział rękopisów akurat był przebudowywany. Pamiętam, że inwentarz otrzymałem nie w głównej czytelni, głównym gmachu, ale w tak zwanym Domu Paszkowa – to właśnie stary pałac, który był pierwotnym miejscem, gdzie ta Biblioteka Narodowa powstała. Nawet nie było chyba możliwości, żeby to przejrzeć, nie było też czasu. Zrobiłem więc fiszkę, zanotowałem w notatniku, i chociaż o sprawie pamiętałem i wciąż nie mogłem się od tej myśli uwolnić, to dopiero po kilku latach, kiedy pisałem pracę habilitacyjną i porządkowałem materiały, wróciłem do tego zapisu, mając świadomość, że w wielu działach rękopisów można odnaleźć szereg kopii różnych bardzo ważnych dzieł literackich i historycznych. Tutaj nigdy nie ma pewności, czy nie mamy do czynienia z jakąś kopią. Zacząłem się wtedy, to był rok 2009, przed 2010, zaczęłam się rozpytywać wśród swoich krakowskich znajomych historyków i badaczy literatury, czy może to być rękopis Słowackiego edycji Dzieł Słowackiego pod redakcją Kleinera. Wiedziałem, że istniał taki Raptularz, że uległ prawdopodobnie zniszczeniu, spaleniu podczas powstania warszawskiego.
Ale dopiero konsultacja z moim kolegą z Uniwersytetu Jagiellońskiego, historykiem literatury i polskiego romantyzmu, specjalistą od Krasińskiego, z Profesorem Andrzejem Waśko, upewniła mnie, że rzeczywiście prawdopodobnie chodzi o rękopis Raptularza Słowackiego z podróżny, który był uważany od czasu drugiej wojny światowej za bezpowrotnie utracony. Możliwość dotarcia do rękopisu nastąpiła w grudniu 2010 roku, kiedy udało mi się pojechać na konferencję naukową i zajrzeć do tych zbiorów. Byłem dopingowany już wtedy przez Panią Profesor Marię Kalinowską, która trafiła do mnie prawdopodobnie przez wspólnych znajomych historyków i zaczęłam pytać właśnie o identyfikację tego rękopisu. Udało się wtedy, w grudniu 2010 roku, zrobić dosyć dobrą kopię, skan, który stał się potem podstawą do badań, o których mam nadzieję, że moi znakomici koledzy z Zespołu Profesor Marii Kalinowskiej zechcą opowiedzieć. Badań, które wydawały się jakby rzeczą niezbędną, oczywistą. Chodzi po prostu o to, że takie znalezisko powinno być zbadane i wykorzystane przez najlepszych znawców tej problematyki i myślę, że takich właśnie udało się w Zespole pracującym na „Artes Liberales” zgromadzić. Ta krótka historia rozczarowuje zapewne Pana Redaktora, bo nie brzmi jak opowieść ze scenariuszy kolejnych odcinków Indiany Jonesa, ale przyznaję, że same dzieje tego rękopisu Raptularza, o czym może za chwilę, absolutnie nadają się na scenariusz filmu historycznego lub sensacyjnego.
Adrian Bąk: No i rację miał chyba znany literat, który powiedział, że jest takie miejsce, gdzie rękopisy nie płoną, czyli Moskwa.
Henryk Głębocki: To na szczęście, aczkolwiek to, że nie płoną, to nie znaczy, że możemy z nich korzystać, że mamy do nich dostęp. Mamy ogromne szczęście, że udało się udostępnić rękopis poprzez właśnie edycję, poprzez pracę Zespołu i edycję tego rękopisu. Widziałem znakomitych edytorów od Słowackiego, obecnie Pan Profesor Przychodniak jest jednym z najlepszych znawców tej problematyki, ale niestety to jest osobny problem i nie wiem czy starczy na to czasu, jest ogromna, ogromna ilość podobnych, może nie takiej rangi oczywiście, ale bardzo ważnych rękopisów czy materiałów archiwalnych, pozostających poza Polską.
Adrian Bąk: Być może będzie jeszcze czas, żeby do tego wrócić, ale skupiając się w tym momencie na Raptularzu, elektronicznej kopii Raptularza, która wypełnia tom pierwszy trzytomowej publikacji temu poświęconej. Zwracam się teraz do Profesor Marii Kalinowskiej, czyli szefowej zespołu badawczego, zajmującego się Raptularzem Słowackiego. Proszę powiedzieć, co poza samym Raptularzem składa się na tę bardzo cenną, nie tylko dla kolejnych pokoleń filologów, publikację, jaką – także jako całość – ma ona wartość?
Maria Kalinowska: Panie Redaktorze, zanim przejdę do odpowiedzi na Pana pytanie, to powiem też o swojej osobistej historii związanej z Raptularzem, ponieważ przygotowywałam do druku w edycji gdańskiego wydawnictwa Słowo/ obraz terytoria właśnie Podróż – poemat Podróż Słowackiego i w czasie pracy nad edycją Podróży doszły do mnie, no takimi drogami… trochę już nawet nie pamiętam jakimi, ale doszła do mnie jakaś wiadomość, taka tajemnicza, że Raptularz nie spłonął. Kiedy czytamy, otwieramy Kleinera Dzieła wszystkie, to pierwsze zdanie brzmi tak, zdanie dotyczące Podróży do Ziemi świętej z Neapolu: „Tekst niniejszego wydania oparto na autografie Biblioteki Ordynacji Krasińskich w Warszawie, który spłonął w czasie wojny”. Więc proszę sobie wyobrazić, jakie było moje poruszenie, jak ja się czułam, kiedy dowiedziałem się, że nie spłonął i że istnieje ten Raptularz. Ta wiadomość przyszła z Krakowa i dowiedzieliśmy się o Panu Profesorze Głębockim z UJ, który widział Raptularz. I chodziło teraz o to, żebyśmy mieli skan tego Raptularza. Więc to jest dla nas niesamowite wydarzenie. Niezwykłe, że udało się ten właśnie, ten cały, można powiedzieć, zeszyt, który zawiera różne materiały, materiały bardzo już dobrze przygotowane do, właściwie można powiedzieć, nawet do druku, takie jak Podróż z Neapolu do Ziemi Świętej, ale zawiera również notatki, zawiera rysunki i zawiera rozmaite zapiski, jak na przykład, kto zapłacił za wielbłądy: czy słowacki czy Brzozowski?
Tu możemy podać, jeżeli Państwo Czytelnicy, Pana słuchacze, będą chcieli zajrzeć do naszej edycji trzytomowej, to polecamy zajrzenie do pierwszej strony w edycji. Ja już nie chcę mówić o szczegółach, jak wyglądało zszycie tego zeszytu, bo to są osobne koleje, ale to jest temat na inną rozmowę. Jedna z pierwszych stron zawiera jakby syntezę całego Raptularza, czyli takiego podręcznego zeszytu, brulionu do szybkiego zapisywania wrażeń z podróży, ale też pracy nad tekstami, zawierającego również notatki z podróży i na tej właśnie stronie, która zaczyna się w ten sposób: „Dziennik podróży”, data, „Puściłem się nareszcie w moją pobożną wędrówkę przez Grecję, Egipt do Jeruzalem”. Na tej samej stronie mamy jakiś tajemniczy rysunek, jakiejś postaci w kapeluszu, nigdy nie wiedziano, co to za postać i mamy rozpisaną całą podróż Słowackiego z datami, ale również mamy… zakupy. Mamy informacje: bluza, kapelusz, dywan i jakiś tajemnicze rachunki. Więc można by powiedzieć tak: jest to rzecz bezcenna, zarówno dla badaczy twórczości Słowackiego, ale też bezcenna dla, powiedziałabym, wiedzy o romantycznym podróżowaniu, o romantycznej obyczajowości i bezcenna również dla, ja bym powiedziała, bezcenna w obrębie różnych kontekstów kulturowych, na przykład: zapis podróży greckiej jest bardzo cenny również z perspektywy dziejów podróży greckiej, która stanowi osobny jakby dział piśmiennictwa, zapis przygody egipskiej interesuje egiptologów, zapis spotkania z Ziemią Świętą jest nie tylko dokumentem biograficznym, ale pokazuje, jaka była recepcja tych wątków, o których pisał Słowacki, recepcja wątków ogólnoeuropejskich przez Słowackiego.
Adrian Bąk: Wspomniała Pani o tej niewątpliwie dużej wartości Raptularza Słowackiego, nawet chyba większej właśnie dziś, niż wtedy, kiedy to od twórców wymagano dzieł skończonych, prawda, a nie jakichś tam notatników czy brudnopisów, bo tak to się zwykło mówić Raptularzu. No właśnie, czy Raptularz Słowackiego rzuca nowe światło na twórczość poety? Wiemy przecież, że podróż Słowackiego na Wschód z perspektywy twórczości, była wręcz przełomowym momentem. Cóż więc wnosi, jak to Profesor Przychodniak określił w publikacji: „Raptularz niczym Norwidowski pamiętnik artysty” i o głos poproszę właśnie Profesora Zbigniewa Przychodniaka.
Zbigniew Przychodniak: Ja bym właśnie to chciał podkreślić. Można powiedzieć na pierwszy rzut oka – notatnik turysty, ale niezwykłego turysty przecież, i nie była to zwykła podróż, trwała niemal rok. Właściwie podróż formacyjna, poznacza, grand tour romantyka do Ziemi Świętej na Bliski Wschód, to było marzenie wszystkich romantyków. Mickiewicz np. też planował, ale nie udało mu się. I właśnie niezwykłość tego dokumentu polega nie na tych właśnie turystycznych tylko aspektach, lecz na tym, że właśnie jako ten notatnik, jest on w istocie rzeczy takim laboratorium pisarza, artysty. Słowacki był uzdolnionym, nieźle zresztą wykształconym także rysownikiem, brał lekcje już w Wilnie, także z malarstwa, i Raptularz to też doskonale potwierdza. Myśmy spojrzeli na ten dokument, starali się spojrzeć i wydać go właśnie jako taką synkretyczną całość. Oczywiście, że można, a nawet trzeba, interpretacyjne wyodrębniać pewne całości. Jedną trzecią kart, podam dla przykładu, właśnie pierwszych kart tego notatnika, liczącego dzisiaj, tyle pozostało kart – 75 (było ich co najmniej kilka więcej), zajmuje jedną trzecią właśnie rękopis Podróży z Neapolu do Ziemi Świętej. Ale potem są inne wiersze, są notatki są, są rysunki. Integralne ten dokument chcieliśmy wydać, bo właśnie w takim spojrzeniu wielowymiarowym, można też dostrzec niuanse znaczeniowe, wzajemne naświetlanie się, czy oświetlenie, poszczególnych utworów, relacje pomiędzy szkicami, notatkami prozatorskimi a tekstami poetyckimi.
Jedną z tajemnic tego dokumentu, ciągle do końca nie rozwikłaną, dlatego to podkreślam, jest właśnie genetyka tego tekstu, czyli rozwikłanie historii czasu pisania. Bo naturalnie jako ten notatnik podróżnika, był sporządzany in statu nascendi, na miejscu, w tych miejscach, gdzie Słowacki przebywał, a przemierzył prasę ogromną, kilka tysięcy kilometrów liczącą, ale z drugiej strony są tam też teksty literackie, poetyckie, co do których mamy podejrzenia, że nawet jeśli zainspirowane i pomyślane w czasie podróży, to były pisane, ukończone później już po powrocie do Włoch. Tutaj wiele zagadek odnośnie czasu pisania poszczególnych utworów udało się rozwikłać, bo jeśli na przykład na jednej karcie Słowacki rysuje układ gwiazd* i pisze obok, że zanotował to w klasztorze Betcheszban w marcu 1837 roku, to już są końcowe miesiące pobytu na Wschodzie. Pomiędzy jakby tą notatką są wiersze, ołówkiem wpisane dwa wiersze, wyraźnie dotyczące jego pobytu w Jerozolimie. To wiemy, możemy jakby z tego też odtworzyć zależności czasowe. Te wierszowe wpisy powstały wcześniej po prostu, a więc mamy bardzo konkretną informację, wiemy, jaki jest możliwy najpóźniejszy termin, co dla filologa, dla interpretatora, jest zawsze niezwykle ważne. I z kolei na tymże rysunku układu gwiazd widzianych na niebie w Betcheszban w Libanie, Słowacki pisze brutalnie, zapisuje atramentem, wierszem, Pieśń na Nilu i drugi wiersz Rozmowa z piramidami. To wiemy z kolei, że te wiersze musiały być napisane oczywiście później i to raczej nie następnego dnia, bo nie sądzę, żeby Słowacki tuż po narysowaniu, a fascynowały go właśnie astronomiczne realia, wrażenia Bliskiego Wschodu, żeby tak od razu następnego dnia, to zacierał czy wręcz niszczył. I to są jakby przykłady tylko, jest ich naturalnie więcej.
Adrian Bąk: Ciekawą kwestią jest też chyba fakt, że teksty, które znamy, jak się zdaje, a co także obserwujemy na podstawie analizy Raptularza, te teksty, które znamy, różnią się od oryginałów. Z czego to wynika?
Zbigniew Przychodniak: Pierwsi edytorzy, a najbardziej zasłużony był autor pierwszej edycji zbiorowej Słowackiego, Antoni Małecki z lat 60. jeszcze XIX wieku, należy do wydawców kilku takich wierszy, opracował pierwodruki. No i teraz zobaczyliśmy ze zdumieniem, że konkretnie w przypadku wiersza Podróż z piramidami, wygląda to inaczej niż cały czas czytaliśmy i powtarzaliśmy niejako za Małeckim. Tego wiersza po prostu w rękopisie Słowackiego nie ma, nie ma drugiego, nie jest znany i nic na to nie wskazuje, żeby był drugi autograf tego wiersza. Otóż ten wiersz po prostu nie ma wyrazistego zakończenia, a my czytaliśmy to zawsze z wszystkimi nawet takimi strofami końcowym, właściwie jedna strofa jest tutaj kluczowa, bardzo sugestywna. Wszystko na to wskazuje, że nie została napisana przez Słowackiego, strofa, którą najprawdopodobniej Antoni Małecki po prostu dopisał i w wersji Małeckiego wiersz się kończy: „Cierp, a pracuj! i bądź dzielny,/ Bo twój naród nieśmiertelny!/ My umarłych tylko znamy,/ A dla ducha trumn nie mamy”. Tymczasem w tej pokreślonej, gęsto kreślonej, Słowacki miał tutaj wyraźnie problem, oczywiście nie artystyczny, ale po prostu interpretacyjny, konceptualny.
Ta strofa ostatnia jest po prostu pokreślona. Można odczytać ją właściwie w całości, ale nie daje tutaj zadowalającej całości finalnej, bo brzmi: „Proś i ty ogniami – głazy/ Dusze żywe [się nie] chłod[zą?]/ Proś o miejsce – gwiazd/ co wchodzą”. To prawdopodobnie jest to właściwe, właściwe jedyne zakończenie. Podaję tu dla przykładu. Bywają i takie, dość sensacyjne, odkrycia. Drugi przykład wiersza – Pieśń na Nilu, gdzie okazało się, że jedna ze strof wydawana jako osobny wiersz O nie! o nie chołodziu mój, po bliższej analizie, uważniejszym porównaniu właśnie także w tych korelacjach przestrzennych w Raptularzu, okazało się, że jest drugą redakcją jednej ze strof wiersza Pieśń na Nilu. Można powiedzieć, straciliśmy jeden wiersz Słowackiego, bo ta strofa, to nie jest osobny wiersz, ale uzyskaliśmy wiedzę o poprawnym zapisie i kształcie innego wiersza. To są te rachunki strat i zysków, ale oczywiście żartuję, zyski są tutaj nieporównanie większe. Właśnie interpretacyjne, filologiczne.
Adrian Bąk: Tych sensacji, czy tajemnic, jest jeszcze więcej, chociażby jeżeli chodzi o sam cel podroży, bo też pojawiają się takie sugestie, o czym też pisze w publikacji Profesor Henryk Głębocki, że Słowacki mógł być emisariuszem politycznym, że taki był cel tej wielkiej podróży wielkiego poety. Na koniec zapytałbym, przeszedłbym jeszcze do Profesora Henryka Głębockiego, i zapytał o sprawę, którą wywołał na początku. Czy w takim razie, mając na uwadze to duże odkrycie Raptularza Słowackiego, powinien być niejako traktowany, czy uznawany, za taki symbol możliwości odzyskiwania obiektów polskiej kultury, które zostały utracone w historii?
Henryk Głębocki: To zabrzmiało jak pytanie retoryczne, dlatego że on mógłby być symbolem zaprzeczającym możliwościom zwrotu. Ja myślę, że powinien, to znalezisko, ten dar od losu dla nas wszystkich, powinien inspirować do poszukiwania tych utraconych dóbr, do trzymania się nadziei, że one gdzieś jeszcze mogą być i do zwracania ich polskiej humanistyce, chociażby przez taką pracę, jaką wykonali uczestnicy Zespołu „Artes Liberales”, czyli poprzez edycję. Zwrot, do którego Polska ma prawa, zależy oczywiście od relacji międzypaństwowych. Mogę tylko ubolewać, że w latach dziewięćdziesiątych, kiedy możliwości były znacznie, znacznie większe, strona polska, osoby reprezentujące instytucje polskiej kultury i nauki, nie starały się o wykupienie. Słowem, było to możliwe, albo przynajmniej skopiowanie tych ogromnych ilości dokumentów, archiwaliów, które znajdują się do dzisiaj w zbiorach moskiewskich i kiedyś były one utajnione i znajdowały się w specjalnym archiwum KGB, tam gdzie były teczki naszych oficerów zamordowanych w Katyniu i obecnie te zagrabione archiwalia znajdują się w Archiwum Wojskowym. Są tam zbiory chociażby przedwojennego Instytutu Józefa Piłsudskiego, instytucji takich, jak: Korpus Ochrony Pogranicza, Oddział II Sztabu Generalnego, czyli cały wywiad wojskowy, Kancelarii Sejmu, Senatu, prymasa, partii politycznych. To tylko przykład tego, co tam jest, jeżeli chodzi o rękopisy i do dzisiaj oczywiście, te zagrabione w ’45, podkreślmy to w roku 45, zbiory, mamy do nich absolutne prawo. Choćby z tego powodu, że strona polska nie była nigdy formalnie podczas drugiej wojny światowej w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim. Ale obok tego są ogromne ilości obrazów, dzieł sztuki, które znajdują się w magazynach. Nie mówię o tym po to, aby podwyższać temperaturę. Po prostu w imię szacunku dla własnej kultury, dla nas samych, dla naszych sąsiadów, z którymi przecież dobrze się nam współpracuje – myślę o rosyjskich kolegach, historykach i badaczach. Nie możemy po prostu o tym i o tym ogromnym dziedzictwie zapominać, którego tak wiele utarciliśmy w wyniku wojny i nasza działalność powinna polegać na odpowiedzialnym poszukiwaniu tych rękopisów czy dzieł sztuki i dokumentowaniu i przywracaniu, choćby właśnie poprzez edycję, naukowe edycje, polskiej kulturze i humanistyce.
Adrian Bąk: I tak, to jest niewątpliwie temat na kolejną audycję. Tak czy inaczej w 2012 roku polski resort kultury wystąpił drogą dyplomatyczną za pośrednictwem MSZ z wnioskiem restytucyjnym. Raptularz do dziś pozostaje jednak w Moskwie. Na koniec cytat z wielkiego poety, który w liście do Michała Wiszniewskiego w 1839 roku pisał o Raptularzu: „Odbyłem podróż wielką, zwiedziłem Włochy, Grecję, Egipt i Palestynę, chciałbym także, aby pamiątki moje i wrażenia przeszły do was, chciałbym obrazkami je umilić czytelnikom, ale wzrastająca coraz obojętność, z jaką przyjmujecie prace nasze, zatrważa mnie”. Panie Poeto, gdziekolwiek jest, jeśli jest, proszę się nie tworzyć, obojętność, co pokazała dzisiejsza audycja, to nie dominacja naszych czasów, a przynajmniej jeśli o Panu traktują. Bardzo dziękuję, a traktowali: Profesor Maria Kalinowska Uniwersytet Warszawski. Bardzo dziękuję.
Maria Kalinowska: Dziękuję bardzo.
Adrian Bąk: Profesor Henryk Głębocki ,Uniwersytet Jagielloński, również bardzo dziękuję.
Henryk Głębocki: Dziękuję.
Adrian Bąk: Profesor Zbigniew Przechodniak, Uniwersytet imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Zbigniew Przychodniak: Także bardzo dziękuję.
Adrian Bąk: I to wszystko w dzisiejszym wydaniu „Rozmów po zmroku”. Adrian Bąk, do usłyszenia.
Ilustracja na banerze: I. Ayvazovsky, Classical Poets by the water’s edge in the Moonlight in Ancient Greece, 1886; ilustracja Oriona (fragment): Burritt, E., Atlas Designed to Illustrate Burritt’s Geography of the Heavens, 1856 edition.