„Mnich. Powieść wschodnia” – próba interpretacji
Opublikowany przez mil.chilinska@gmail.com
13 marca 2021
Wstęp: Milena Chilińska, interpretacja: Magdalena Brzezińska
Byron stwarza bohatera osamotnionego, buntownika, skrywającego swą mroczną tajemnicę. Słowacki, inspirując się angielskim poetą, kreuje w swej wczesnej powieści poetyckiej Mnich (1835) podobną postać – ponurego chrześcijańskiego zakonnika. Manfred Kridl zauważa, że tytułowy Mnich spowiada się podobnie jak Giaur i podobnie nie może zapomnieć o przeszłości[1], zaś jego życie kształtuje się w oparciu o jeden bolesny fakt [2]. Jednakże powieść poetycka młodego romantyka stanowi utwór oryginalny[3]. Niechęć bohatera do świata przeradza się w nienawiść, natomiast zasadniczy rys duszy zaczyna stanowić marzenie[4] – pragnienie, jak można przyjąć, pojednania z samym sobą i osiągnięcia wewnętrznej harmonii.
Mnich dokonuje życiowego wyboru determinującego jego późniejsze losy. Porzuca wiarę ojców i decyduje się przyjąć chrześcijaństwo, skazując się tym samym na „gorzkie zgryzoty”[5] i przekleństwo rodziny. Wyklęty ze społeczności muzułmańskiej rozpoczyna samotną wędrówkę, wychodzi naprzeciw światu i samemu sobie. Wracając z łowów w porywie gniewu i szaleństwa popełnia zbrodnię – zabija przeciwnika, który nie chce obdarzyć go kroplą wody. Skryta pod turbanem twarz okazuje się obliczem rodzonego brata. Mnich, zaszywając się w murach chrześcijańskiego klasztoru, pogrąża się w myśli posępnej, „myśli błąkającej się w zbrodni i przekwitającej niczym kwiat”. Na koniec swego życia spowiada się i opowiada losy swej naznaczonej klęską egzystencji. Bajroniczne wyznanie jest przedśmiertnym aktem, który nie prowadzi do osiągnięcia życiowego spełniania. Otwiera natomiast perspektywę nowej drogi – pośmiertnego błądzenia po stepach w poszukiwaniu miejsca spoczynku. Mnich mówi do spowiednika: „Nieście mnie w stepy, tam szukać grobowca…”. Bezkresna przestrzeń wzmacnia osamotnienie bohatera, pogłębia jego tragizm. Gdy rumak Mnicha zostaje zabity ojcowską strzałą, poetycki obraz pustyni koresponduje z rozdzierającym doświadczeniem bohatera: „Wtenczas spojrzałem na pustyni błonia,/ Pierwszy raz mi się zdała tak rozległa…/ Stepy bez końca…”. Skutki podejmowanych przez niego działań prowadzą do nieuchronnej katastrofy, walki z własną, dualistyczną naturą, sumieniem i światem – zarówno zewnętrznym jak i wewnętrznym.
Nieszczęście, które dotyka Mnicha jest nieodwracalne. Klasztor staje się więzieniem woli, miejscem, gdzie rozpoczyna się wędrówka w głąb własnego sumienia, a także duchowy zastój ludzkiej jednostki. Dysonans i sumienie targane piętnem morderstwa określają charakter bohatera z orientalnej, wschodniej krainy. Nie przynależy on do świata muzułmańskiego, choć wzrastał w tej kulturze i nosi w sobie jej pamięć, ale także do braci zakonnej klasztoru Synai w Arabii. Mnich pogrąża się w zwątpieniu, odsłaniając sprzeczności ludzkiej natury. Ciąży nad nim groza nieprzynależności. Wiara, duchowy fundament, zawodzi – nie odpowiada potrzebom udręczonej duszy. Zawodzi także ziemska miłość do Zary – dawnej kochanki, poświęconej na rzecz mniszej ascezy. Stefan Treugutt zauważa: „Słowackiemu w Mnichu w oczywisty sposób zależało na nagromadzeniu nieszczęść i tragedii, nie na tłumaczeniu skąd się one biorą. […] Nie o wytłumaczenie przekonań tu idzie, ale o scenerię przypadków odpowiadających poglądowi, że szczęście w społeczności ludzkiej jest niemożliwe[6]”.
Orientalizm, jak twierdzi Stefan Treugutt, nakłada na utwór poetycką maskę umożliwiającą ukrycie skomplikowanych postaw ideowych i filozoficznych[7]. Posępność klasztornej celi, „smutny śpiew” nierychłego pogrzebu, współtworzą z egzotycznym, byronowskim krajobrazem pustyni przestrzeń, w której upadek człowieka nabiera wymiaru romantycznego buntu przeciw światu. Mnich, dokonując życiowych wyborów pomiędzy skrajnymi wartościami, zostaje skazany na dwoistość wyboru i przymusu. Jednakże warto podkreślić, mimo iż jego decyzje i wypadki losu w konsekwencji prowadzą do klęski, samotny bohater posiada wewnętrzną siłę do opuszczenia dobrze znanej przestrzeni i złamania muzułmańskich zasad, choćby kosztem wewnętrznego cierpienia.
Interpretacja: Magdalena Brzezińska
Słowacki w liście do Eustechego Januszkiewicza pisze: „Żyję bowiem samotniejszy od mnicha; i wszyscy moi znajomi opuścili mię jak ponurego wilka w leśnym łożysku”[1]. Samotność jest także przedmiotem poematu Mnich, napisanego w lutym 1831 roku, a opublikowanego w pierwszym tomie Poezji niecały rok później.
Niewątpliwie tekst ma wydźwięk skłaniający do refleksji, a jego przekaz po lekturze zostaje z czytelnikiem na dłużej. Nie jest to bowiem „prosta historyjka”, a wielowątkowa powieść poetycka.
Utwór podzielony jest na krótki, niewierszowany wstęp opisujący średniowiecznego zakonnika odpowiedzialnego za spisanie historii tytułowego mnicha: „Jeden z braciszków zakonu […] na ostatniej karcie zapisanej księgi dodaje następujące słowa”. Ostatnia karta, kończąca księgę, jest miejscem idealnym na ową opowieść, gdyż na koniec tekstu wraz z księgą kończy się także życie tytułowego sługi kościoła.
Następnie, już w formie monologu Mnicha, zarysowana zostaje sytuacja liryczna. Akcja utworu dzieje się, jak czytamy, „w samotnej celi w Sinaju klasztorze”, gdzie modli się zakonnik. Jego dusza nie jest jednak spokojna, gdyż umysł rozdarty został między dwoma wierzeniami – nowo przyjętym przez mężczyznę chrześcijańskim i arabskim, które kiedyś wyznawał. Zostało to przedstawione za pomocą kontrastu: „patrząc na Czerwone Morze,/Albo na skwarne Arabów pustynie”. Pomimo iż miejsca te leżą na mapie tak blisko siebie, zupełnie się różnią, nie można ich połączyć, a w kontekście wiary, ich natura jest nie do pogodzenia. Człowiek ten zapisuje na „karcie nieskalanej” „zdarzenia klasztorne”.
Owy konflikt wewnętrzny na tle religijnym i samotność z niego wynikająca będzie przedmiotem niniejszej pracy. Nie omieszkam także wniknąć w niezwykle ciekawy i oryginalny sposób przedstawienia wiary za pomocą metafory konia, na którym pędzi główny bohater, gdyż według owej interpretacji, w utworze Słowackiego, może on stanowić synonim wiary w chrześcijańskiego Boga.
Opisana ostatnia spowiedź Mnicha – człowieka samotnego, który „jak palma usycha i więdnie”, czyli staje w obliczu śmierci – stanowi próbę znalezienia właściwego sposobu postępowania i ukierunkowania swoich uczuć religijnych. Tajemniczy bohater używa sformułowania: „włóż kamień pod głowę,/ Niech na nim zasnę”, co wskazuje na to, iż cierpiąc, pragnie odpokutować za swoje winy.
Niegdyś, gdy jeszcze religia stepów, wyznawana przez ludzi nieskażonych wpływem cywilizacji, była tą jemu najbliższą, Mnich pragnął „odpocząć w cieniu kwiecistej oazy”, marzył o zaznaniu spokoju, pomimo iż obecnie uważa to za płoche i marne złudzenie. Pewnego razu „dzikie, melodyjne pienie”, była to wieść o chrześcijaństwie. Jako iż „śpiew ten brzmiał w niebie, na ziemi, dokoła”, innowierca postanowił zbliżyć się, zrozumieć, dlaczego ludzie zmieniają wiarę. Wkrótce, gdy wiedzę swą znacznie pogłębił, dostrzegł świątynię, w której „tym smutnym śpiewem brzmiały […] dzwony”. Gdy wszedł do środka, stanął przy ciemnym filarze. Oszołomiło go piękno i wielkość świątyni: „złociste ołtarze”, „ściana jak niebo gwiazdami okryta”, „kolumna jak palma stepowa”, „promień z barwionych bijąc szyb kościoła”. Widząc uroki chrześcijaństwa Mnich „rzucił ojców swoich religię”. Jak zauważa Juliusz Kleiner „nawrócenie Mnicha na wiarę chrześcijańską jest właśnie wynikiem estetycznego przeżycia, jest skutkiem piękna katolickiego”[2]. Decyzja ta spowodowała, że „Bóg ciężką zesłał […] karę”. Od Mnicha odwróciła się rodzina, stał się samotny, odosobniony, wygnany przez najbliższych, jak czytamy: „Wszyscy odbiegli, bracia się zaparli,/Sam ojciec przeklął”. Z perspektywy czasu główny bohater dostrzega, że piękno, które jego samego tak bardzo pociąga, jest zaledwie grą pozorów – gdy zgłębisz reguły, zaczynasz dostrzegać także wady: „cudnie się błyszczy, lecz prędko przekwita”. Mimo wszystko otoczka wiary chrześcijańskiej jest tak wspaniała, że pomimo swej niedoskonałości bohater pragnie w niej trwać: „róża w nim uschnie, lecz nie straci blasku”. Jego entuzjazm zmaleje, lecz wytrwa w postanowieniu.
Pomimo silnego niegdyś uczucia, to nie miłość do rodziny sprawia, iż chrześcijanin ma wątpliwości co do słuszności zmiany wyznania, a romantyczna zjawa, której piękno ma szansę równać się z powabem nowo wybranej religii. Słowacki bowiem powołuje do życia ducha, dawną ukochaną Mnicha – Zarę. Wraz z dziewczyną pojawia się „mogiła myśli”, ich natłok, a wspomnienia kultu z młodości wracają. Gdy owa kochanka pytała niegdyś o wspaniałość otaczającego ich świata, obydwoje zachwycali się otoczeniem, co charakterystyczne jest właśnie dla religii stepów – religii pierwotnej. Pomimo upływu czasu i prawdopodobnej śmierci Zary, zakochany trwa pod jej wpływem. Mówi: „nie przyszła chwila, już byłem na górze”, co oznacza, iż mężczyzna jest gotowy, ilekroć tylko kochanka da mu sygnał. To właśnie wskutek wspomnienia dziewczyny Mnich przypomina sobie, że kiedyś bliscy byli dla niego najważniejsi. Nawet gdy nastały nieprzychylne czasy wspierali się nawzajem, o czym wspomina bohater: „było mi niegdyś jak wierna rodzina,/Dzieliło razem i głód i pragnienie;/a teraz każdy z braci mię przeklina”.
W dalszej części utworu pojawia się wspomnienie zabójstwa, którego dokonał. Choć nie było ono planowanym uczynkiem, a zaledwie konsekwencją całkowitego oddania się wierze, Mnich zabija brata. W tym momencie dopełnia się jego los. Sługa kościoła opowiada o tym, jak „raz zapędzony na łowach daleko,/ wracał w skwarne pustyni południe”. Czyżby „łowami” nazywał nawracanie innowierczych terenów? Wiara jego, która przybrała postać metaforycznego konia, przemierzała przez obce tereny i choć „spod kopyt miotał piasek wrący”, wierzchowiec „chwiał się znużony pragnieniem i spieką”. Niewykluczone, iż misja chrześcijanina okazała się klęską, a bracia „niegdyś jak wierna rodzina” teraz „mię [Mnicha] przeklina/I chce szkodzić […] jawnie lub obłudnie”.
Tak zmęczony, wracając, widzi, że „wtem jedzie Arab przez pustyni błonia” – odruchowo, przyzwyczajony przez dziecięce lata do przychylności tych ludzi, dostrzega okazję, by móc odpocząć chwilę. Do napotkanego człowieka Mnich zwraca się z entuzjazmem, na co wskazuje wykrzyknienie: „Słuchaj bracie młody!”. Nieświadomy wrogości, prosi życzliwie: „Musisz mieć wodę, daj mi kroplę wody”. Uzasadnia: „Wody! nie dla mnie, lecz dla mego konia”, tłumacząc, że pyta, by utrzymać przy życiu swą Wiarę, tak przed chwilą przez innowierców zniszczoną. Będąc głęboko wierzącym, sądzi, iż argument ten spowoduje natychmiastowe przekonanie napotkanego podróżującego. Owy rywal natomiast reaguje przeciwnie. W swych słowach wyraża, że prędzej zmarnowałby ostatnią porcję i zatrułby wodę, niż pomógł giaurowi – zdradzieckiemu innowiercy. Gdy mówi: „Umieraj zdrajco! Giaur niech nie żyje!”, a kończy, twierdząc, że dusza wysłannika kościoła „chłodu wygląda”, nieświadomie uderza w słaby punkt duchownego. Obydwa stwierdzenia dotyczą konsekwencji zmiany wyznawanej religii. Mnich, nie chcąc dostrzec, iż być może dokonał błędnego wyboru, krzyczy wściekły: „W żywocie wielbłąda/ Dla mego konia znajdę wody źródło”. Wytrwale, niczym rumak pustynny, będzie szukał możliwości, by jego Wiara przetrwała. „I oba zbrojni zwarli się razem”, żaden się nie zawahał, walczyli za Wiarę. Mnich wygrał, a przeciwnik „upadł przebity żelazem, wtem nastała radość: „Koń mój pił wodę!!!” – wykrzykuje główny bohater powieści. Potrzeba religijnego spełnienia została zaspokojona, gdyż chrześcijanin złożył ofiarę, broniąc nieskalanego imienia religii. Udowodnił swoje żarliwe, niegasnące uczucie względem Boga i bezwarunkowe oddanie się mu, zdecydował się popełnić zbrodnię w obronie swoich przekonań. Chwilę później przyszła refleksja. Jeszcze przed chwilą ukryta pod turbanem, symbolem wiary Araba, twarz, okazała się tą należącą do jego brata: „Patrzę się, przebóg! ta twarz spod turbanu/Dobrze mi znana… Już nie miałem brata”. Poświęcił bliskiego, „lecz koń […] został”, posilony dalej przemierzał tereny nieprzyjaciela „i biegł przez pustynie”.
Użyte następnie określenie „Arab” w wersie: „Koń, który myśli Araba przenika”, wbrew pozorom może nie odnosić się do zabitego, a właśnie do Mnicha, którego pochłania wiara. Bohater nie myśli o sprawach przyziemnych, zdaje mu się, że lata, że jest blisko stwórcy, że jest ponad prawem i niestraszne mu zbrodnie, czytamy: „Jak struś na stepach, gdy skrzydła rozwinie,/Ledwie się ziemi stopami dotyka”. Pojawia się romantyczny motyw szalonego pędu, grzywa konia „z wiatrami igra”. Jeździec nie zwraca uwagi na nic dookoła, gna przed siebie. Twierdzi, iż ma prawo sądzić ludzi, iż postępuje słusznie. Strzała, którą posłał stwórca, powoduje, iż „koń […] chwieje się, upada”, a wraz z nim wiara. Zaistniała sytuacja może wskazywać na to, iż Bóg się nie zgadza, a także widzi niebezpieczne zatracenie swego wyznawcy. Pojawia się niedowierzanie, szok Mnicha: „Ojcze mój! […] Tę strzałę w twoim widziałem kołczanie”, a zaraz ogarnia go bezradność: „Wtenczas spojrzałem na pustyni błonia,/Pierwszy raz mi się zdała tak rozległa…/Stepy bez końca… Już nie miałem konia”.
Fragment ten, jak i cały utwór obrazuje zagubienie, poczucie bezsilności i brak wyznaczonego celu, w chwili opuszczenia przez Boga, dostrzeżenie konsekwencji, z jakimi wiąże się decyzja o zmianie wierzenia i samotność, jaką niesie za sobą przemierzanie pustyni-życia – w pojedynkę. Okazuje się, iż bez wiary człowiek staje się niczym w porównaniu do wielkości świata, nie może osiągnąć szczęścia, a jego życie nie stanowi żadnej wartości. Bez wiary, a także rodziny, którą dla niej zostawił, bohatera ogarnia samotność, czego symbolem jest piaszczysta, bezkresna pustynia. Doskonale pasuje tu cytat z leksykonu Piotra Kowalskiego, który zauważa, iż: „Pustkowia są miejscem, gdzie dokonuje się przemiana człowieka poddawanego obrzędom przejścia”[3]. Mnich, wcześniej zaślepiony wspaniałością doznań religijnych, teraz dostrzega, że wybór – ocalenie wiary i oddanie się jej, ostatecznie skazuje go na mękę samotności i nieustanne nawoływanie z przeszłości, choćby w postaci Zary, ukochanej z dawnych lat.
Bibliografia do wstępu:
[1] M. Kridl, Wstęp, [w:] Powieści poetyckie J. Słowackiego, oprac. M Kridl, Wrocław 1949, s. 13; [2] J. Kleiner, Juliusz Słowacki: dzieje twórczości, wstęp i oprac. Jerzy Starnawski. T. 1, Twórczość młodzieńcza, Kraków 2003, s. 52; [3] M. Kridl, dz. cyt., s. 13; [4] M. Zdziechowski, Byron i jego wiek, Kraków 1897, s. 411; [5] Wszystkie cytaty z Mnicha pochodzą z niniejszego wydania: J. Słowacki, Mnich. Powieść wschodnia, w: tenże, Poematy, t. I Poematy z lat 1828-1839, oprac. J. Brzozowski, Z. Przychodniak, Poznań 2009, s. 47-61; [6] S. Treugutt, Pisarska młodość Słowackiego, red. J. Kott, Wrocław 1958, s. 150, 151.
Bibliografia do interpretacji:
[1] Korespondencja Juliusza Słowackiego, oprac. E. Sawrymowicz, t. 2. Wrocław 1963, s. 286; [2] J. Kleiner, Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości, t. 3 Twórczość młodzieńcza, Lwów-Warszawa-Kraków 1924, s. 64.; [3] P. Kowalski, Leksykon znaki świata. Przesąd, omen, znaczenie, Warszawa 1998, s. 491.
Ilustracja na banerze: Karl Richard Lepsius, Ghazali monastery, 1849.
Pozostałe nieopisane ilustracje: winieta pochodzi z pierwodruku wydania J. Słowackiego, Poezje, Paryż 1832.