Słowacki@eu

Opublikowany przez mil.chilinska@gmail.com

3 sierpnia 2023

Fragmenty rozmowy przeprowadzonej z okazji finisażu wystawy „Juliusz Słowacki w Libanie”. Rozmawiają: Pani Agnieszka Papieska – kuratorka wystawy , Barbara Nałęcz-Niniewska – reżyserka filmu Anhelli, dr Milena Chilińska z wydziału „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego.

Agnieszka Papieska: Cieszę się, że przybyli Państwo tak licznie na ten szczególny wieczór. Jest to nie tylko podsumowanie naszej wystawy, ale dziś koncentrujemy się wokół Anhellego, czyli bohatera utworu, który powstał właśnie w Libanie. A to Liban jest naszym głównym przedmiotem zainteresowania podczas tej wyprawy wschodniej Słowackiego, o czym mówiliśmy przez prawie trzy miesiące. Cieszę się, że zaproszenie na dzisiejszy wieczór przyjęły dwie osoby zupełnie wyjątkowe. Jedną z nich jest Pani Barbara Nałęcz-Niniewska – reżyserka filmu Anhelli. Drugą osobą jest dr Milena Chilińska – autorka książki Topografia wyobraźni anhellicznej. Modernistyczna recepcja Anhellego Juliusza Słowackiego. Mam nieodparte przekonanie, że spotkaliśmy się w gronie szczególnym. Ludzi, którzy mają jakiś stosunek do Słowackiego, do Anhellego. Moje gościnie sa pasjonatkami Anhellego, podobnie jak ja. To jest zdumiewające zagęszczenie wielbicieli Anhellego na tak małej przestrzeni. Mam nadzieję, że i Państwo podzielają naszą fascynację. Porozmawiamy o Anhellim i początkach fascynacji tym tematem. Moje pytanie do Pań jest takie: skąd wzięła się Pań fascynacja Anhellim?

Barbara Nałęcz-Niniewska: Dzień dobry Państwo. Chciałam podziękować za zaproszenie do Muzeum Literatury. Skąd wzięła się moja fascynacja? Zaczęło się u mnie od słynnego obrazu Malczewskiego pt. Śmierć Ellenai, który wisi w Galerii malarstwa Polskiego w Sukiennicach w Krakowie. Przeczytałam tytuł i zaczęłam zastanawiać się, kim jest ta Ellenai. Sprawdziłam w Internecie – to bohaterka utworu Anhelli, a utwór jest o zesłańcach syberyjskich. A zawsze poruszał mnie los zesłańców syberyjskich. Chyba głównie przez powtarzalność: od czasów konfederacji barskiej, co kilkadziesiąt lat, przez kolejne postania, do drugiej wojny światowej Polacy tam trafiali. Sama Syberia wydaje mi się takim fascynującym miejscem. Jest tam piękna, magiczna przyroda, a zarazem było więzieniem dla milionów, co wiemy z historii. Przeczytałam utwór i zachwycił mnie pod względem literackim. Pierwszy raz w życiu miałam taką sytuację, że woziłam ze sobą tę książeczkę, która jest dość małego formatu i miałam ja codziennie przy sobie i czytałam ją w każdej wolnej chwili, nawet w autobusie. Po prostu dla samej przyjemności obcowania z tą piękną polszczyzną, czytałam wielokrotnie. Potem zaczęłam odkrywać obrazu, bo wielu malarzy fascynowało się Anhellim. Pomyślałam, ze byłoby wspaniale zrobić film na podstawie Anhellego. Ale o filmie opowiem trochę później.

Agnieszka Papieska: Ja również Anhellego wożę w torebce od pewnego czasu i nie rozstaje się z nim.

Milena Chilińska: Dzień dobry Państwu, przede wszystkim chciałam bardzo podziękować także za zaproszenie, które przyjęłam z niekrytą radością, a także dziękuję wszystkim Państwu za to, że spędzimy dzisiejszy wieczór z Anhellim i że przyszli Państwo posłuchać o tym szczególnym poemacie, który zafascynował mnie dawno temu. Moja fascynacja tym dziełem rozpoczęła się w zasadzie od pytania: dlaczego Słowacki podczas takiej barwnej podróży, podróży pełnej słońca, pełnej przygód, napisał na końcu tak dziwny, szczególny, przejmujący poemat o onirycznych pustkowiach Sybiru. Słowacki nigdy na Syberii nie był, czytał relacje Kopcia, wówczas tych relacji nie było wiele. Więc zaintrygowało mnie to pytanie, które postawiałam sobie, no, trzynaście lat temu. Drugim pytaniem, które miałam do Słowackiego, do Anhellego, bo teraz możemy te pytania zadawać już tylko tekstowi, było: dlaczego poemat, który nie przyjął się w romantyzmie, który spotkał się z odrzuceniem przez krytyków, przez artystów, któremu zarzucano brak idei przewodniej, brak myśli. Prus napisał, że Słowacki brylantowe wiersze pisał, ale żadnej idei w nie nie wkładał. Dlaczego taki poemat, odrzucony, zrobił taką spektakularną karierę w epoce Młodej Polski. Dlaczego tę karierę możemy określić – pozwolę sobie na takie użycie sfomułowania – od zera do milionera. To pytanie, które sobie stawiałam i odpowiedzi, które przychodziły mi do głowy, że jest to polemika z mickiewiczowską wizją mesjanizmu, że taka interpretacja z wykorzystaniem elementów dantejskich. To mnie nie przekonywało. Miałam wrażenie, że to nie wyczerpuje wszystkich sensów tego poematu.

Agnieszka Papieska: Pani Barbaro, może kilka słów przed samym filmem?

Barbara Nałęcz-Niniewska: Powiedziałam już skąd wzięła się fascynacja. A potem, gdy zdecydowałam się taki film zrobić, wiedziałam, że to musi być krótkometrażowy film. Najtrudniejszym etapem tworzenia filmu jest zebranie pieniędzy na niego. Wiadomo, że inny metraż musiałby kosztować miliony, więc muszę zrobić krótkometrażowy. Na początek, choć myślę o większym montażu w przyszłości. Trzeba napisać scenariusz. Jeżeli to ma być krótki metraż z takiego utworu jak Anhelli, to musi być to jakaś synteza. Więc wybrałam kilka scen z Anhellego, które robią na mnie największe wrażenie, które są ważne i wokół nich zbudowałam ten scenariusz. Zainspirowałam się również malarstwem. O tym powiemy więcej po projekcji. Może Państwo rozpoznają niektóre obrazy, które tam się pojawiają – sceny inspirowane obrazami. I rozpoczęłam szukanie pieniędzy na film, co jest trudne w przypadku filmu autorskiego i takiego dziwnego. Zaczęłam od przeprowadzenia akcji crowdfundingowej w Internecie, gdzie ludzie wpłacali niewielkie kwoty na ten film. Ale tych osób było ponad sto, więc ostatecznie zebrała się pewna suma pieniędzy, ale niestety niedostateczna, żeby ten film powstał. Potem zaczęłam szukać dalej. Ostatecznie udało mi się zainteresować dyrektorów w TVP Kultura tym filmem, którym się spodobał pomysł i scenariusz i dofinansowano go częściowo. Ale przed zdjęciami okazało się, że wciąż tych pieniędzy jest za mało. Była pandemia i to jakby przesuwało w czasie te produkcję. […] Z pomocą przyszła fundacja Trzy Trąby, fundacja Radziwiłłów. Fundacja dołożyła do filmu i ostatecznie udało się nam ten budżet spiąć, choć i tak był skromny. Plan zdjęciowy trwał zaledwie dwa dni, ekipa liczyła dwadzieścia parę osób. Myślę, że o szczegółach jeszcze opowiem po filmie. Film trwa trzynaście minut. No i chyba na razie to wszystko. Zapraszam na projekcję.

[…]

Agnieszka Papieska: To jest bardzo trudny moment, bo jestem pierwszą osobą, która przemawia po tak poruszającym filmie. Nie wiem czy powinnam, ale skoro jestem przy głosie, to od razu podzielę się swoimi wrażeniami, bo ja miałam okazję widzieć ten film jeszcze zanim obejrzeliśmy go tutaj wspólnie. I muszę powiedzieć, że kiedy go obejrzałam po raz pierwszy, jeszcze Pani nie znałam, tylko widziałam ten film, to właściwie przycierałam oczy ze zdumienia i oglądałam go z coraz intensywniejszą gęsią skórką, ponieważ widziałam te obrazy,
które wybieraliśmy wraz z moim kolegą na naszą wystawę. I co więcej, te same cytaty, to już było najzupełniej poruszające, bo przecież jesteśmy innymi osobami, pracowałyśmy też trochę nad innym dziełem,
Tu wystawa, Pani film, a jednak jeśli państwo znają wystawę,
to te same cytaty są i na wystawie i w Pani filmie. To było dla mnie zupełnie niezwykłe i uderzające. I było to dla mnie dowodem na to, że wskrzeszenie Anhellego się rzeczywiście udało. Może zresztą nie trzeba go wskrzeszać, ale w każdym razie, że ten Anhelli żyje do tego stopnia silnie, że z tego utworu, wydawałoby się nieco zapomnianego, napisanego 185 lat temu, nowi ludzie wydobywają dokładnie te same zdania. A zdanie ostatnie o tym, że jesteśmy ludźmi na podniesieniu i przyszłe pokolenia na nas patrzą,
na wystawie już się nie zmieściło, ale oczywiście jest niesamowicie silnym przesłaniem. Ale jeszcze powiedzmy o tym, co jest nie bez znaczenia, że ten film nie miał jeszcze oficjalnej premiery. Więc jesteśmy tutaj gronem wybrańców, którzy mogli się zapoznać z filmem jeszcze przed jego premierą. O czym za chwilę Pani powie. No to może w takim razie proszę powiedzieć o tym, kiedy będzie premiera i jaką drogę ten film do tej pory przeszedł po kilku festiwalach.

Barbara Nałęcz-Niniewska: Premierę planujemy w październiku,
tutaj w Warszawie w Kinie Kultura albo w Kinie Rejs. Natomiast rzeczywiście do tej pory miałam właściwie jedną taką publiczną projekcję, również w Muzeum Narodowym w Krakowie, przy okazji wystawy
Malczewski Romantyczny, no bo to też bardzo pasowało do tamtej wystawy, tam też były obrazy właśnie o tematyce anhellicznej. Staram się go wysyłać na festiwale filmowe, chociaż film jest na tyle nietypowy, że on jednak trudność ma jakąś, żeby się wpasować w tematykę festiwalu, ale szczerze mówiąc do tej pory dostał się na dwa. Jeden w dosyć nieoczekiwanym miejscu, mianowicie w Odessie w Ukrainie. I to teraz, kiedy trwa wojna, więc byłam pod dużym wrażeniem, że tam w ogóle się odbywa
festiwal filmowy. Potem doczytałam, że ten festiwal w ogóle powstał dopiero po wybuchu wojny, że tak mieszkańcy Odessy właśnie zdecydowali, to się nazywa Ukrainian Dream Festival, czyli jakby festiwal marzeń. No i teraz dostał się też na festiwal kina niezależnego w Przemyślu i będzie projekcja 1 października w Przemyślu, gdzie też się wybieram. Później będzie też na pewno emisja w TVP Kultura, jako że właśnie Kultura
wsparła finansowo ten film, tylko że w momencie, kiedy już emisja w telewizji będzie, to już nie będę mogła go na festiwale wysyłać, więc jeszcze chcę trochę wstrzymać ten moment, żeby jeszcze go trochę powysyłać i ewentualnie zorganizować jakieś specjalne projekcje, jak ta dzisiejsza.

Agnieszka Papieska: Film jest niebywale plastyczny, co Państwo na pewno zauważyli. Naradzałyśmy się przed tym spotkaniem, ciekawe jesteśmy,
czy Państwo rozpoznali obrazy, jakie się pojawiały na tym filmie.

[…]

Barbara Nałęcz-Niniewska: Jeśli chodzi o takie bezpośrednie odniesienia, które są czytelne wyraźnie, to na pewno ta Śmierć Ellenai Malczewskiego, Wigilia na Syberii Malczewskiego. Oczywiście nie jest to jeden do jeden, to jest inspiracja. Grottger i Pożegnanie powstańca to jest właściwie jeden do jeden. Natomiast ogólnie też inspirowałam się malarstwem, też tymi obrazami Pruszkowskiego, o których Pani Milena pisała, na pewno jeszcze o nich będziemy rozmawiać. I innymi obrazami, bo jest ich bardzo dużo i ja co chwilę odkrywam jakieś nowe, bo ja tutaj byłam chyba tydzień temu na wykładzie, to jeszcze kolejne nowe zobaczyłam, których nie znałam. I może tutaj też opowiem taką anegdotę, dlatego że te inspiracje malarskie były nie tylko w zakomponowaniu scen, ale również na przykład w świetle. Bo bardzo charakterystyczne jest dla mnie w tym malarstwie inspirowanym Anhellim to takie pomarańczowe i czerwone światło z tej sceny, w której Słowacki pisze, że zorza borealna się rozciągnęła. I to rzeczywiście wielokrotnie widać w tych obrazach, a szczególnie też w tym obrazie, który jest na tej wystawie Stefana Popowskiego. Tu właśnie w ostatniej sali jest ten obraz. Ja go pierwszy raz widziałam na takiej wystawie w Muzeum Narodowym w Krakowie. Zdaje się, że to było na stulecie odzyskania niepodległości w 2018 roku. Było tam bardzo dużo obrazów o takiej tematyce patriotycznej, historii Polski. Był też ten obraz Malczewskiego, już nie pamiętam. Chyba nie ma tytułu Śmierć Ellenai, ale bardzo podobny. Tam też jest to czerwone światło, ono się często pojawia. Oglądam sobie różne obrazy i nagle dosłownie kątem oka zobaczyłam, że jest tam czerwone, czy też pomarańczowe światło i biel śniegu. To są te dwa kolory. I sobie pomyślałam, to chyba będzie kolejny Anhelli. Więc od razu podeszłam tam i rzeczywiście, to był właśnie ten obraz Stefana Popowskiego, który jest tutaj na wystawie, którego wcześniej nie znałam. Dosłownie kątem oka zobaczyłam te dwa kolory, śnieg i czerwone światło. I od razu wiedziałam, że to będzie Anhelli. I tak było. Dlatego pomyślałam, że to czerwone, czy też pomarańczowe światło powinno się w filmie pojawić. Tutaj się pojawiło w tych scenach współczesnych, gdzie widzimy aktorów, którzy ćwiczą do spektaklu. I ta czerwona kontra się pojawia, czy też pojawia się na postaci Eloe. Chciałam też powiedzieć co nieco o kostiumach. One też wynikają z inspiracji malarskich. Szczególnie o tym kostiumie Eloe chciałam co nieco opowiedzieć, bo on jest dosyć wyrazisty, charakterystyczny. Tutaj inspirowałam się przedstawieniami Witolda Pruszkowskiego, to w jaki sposób on anioła Eloe pokazywał, czyli jako taką białą, świetlistą postać ze skrzydłami. Też niezwykłe są te przedstawienia Malczewskiego w strojach syberyjskich, z elementami ubioru syberyjskimi, z szynelem przewiązanym wokół bioder. I też powiem Państwu, że jak myśmy robili tę akcję crowdfundingową, żeby zbierać pieniądze, to kilka lat temu zrobiliśmy taki zwiastun do tego filmu, w którym też postać Eloe się pojawiała, ale właśnie ona tam miała ten kostium inspirowany Malczewskim. I okazało się, że w filmie to tak nie do końca dobrze jakoś wybrzmiało, nie zadziałało to i nie wyglądało efektownie. Dlatego stwierdziłam, że jak już będziemy ten film docelowy robić, że tym razem się zainspiruję Pruszkowskim i pójdziemy w biel, w taką świetlistość. Więc też ta suknia miała tak dużo takich elementów błyszczących. To nakrycie głowy było zainspirowane słowackim strojem ludowym, ale też trochę tak przypominało ikonę. Generalnie się jednak ze wschodem kojarzyło, że ta twarz jest w taką ramę wpisana. Więc właśnie ten kostium był zainspirowany też tymi obrazami Pruszkowskiego.

Agnieszka Papieska: Powiedzmy trochę o Pruszkowskim, bo to Pani w swojej książce z kolei pisze, że wyobraźnia Pruszkowskiego oddziałała na naszą recepcję Anhellego. Pani film i Pani wybory są najlepszym tego przykładem, że najpierw wybrała pani Malczewskiego, ale jednak porzuciła pani Malczewskiego na rzecz Pruszkowskiego. Więc to by świadczyło na rzecz słuszności tezy Pani Mileny o roli Pruszkowskiego w naszej recepcji Anhellego.

Milena Chilińska: Myślę, że warto powiedzieć kilka słów o tym dzisiaj zapomnianym już, czy może zapominanym już malarzu, którego obrazy możemy zobaczyć w każdym właściwie muzeum w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu. Ale jego dorobek jest bardzo niejednorodny. To Malczewskiego uznano za artystę, który jest malarzem Anhellego, ale nie do końca tak było. Pierwszym obrazem, który pojawił się na ziemiach polskich,
pierwszym obrazem inspirowanym Anhellim był obraz Witolda Pruszkowskiego. Mamy rok 1879, więc znacznie wcześniej niż obrazy Malczewskiego. Artyści się znali, więc ja lubię przedstawiać ich w tej kolejności: Pruszkowski, Malczewski, uczniem Malczewskiego był jeszcze później Wlastimil Hofman. Ale wróćmy do tego bohatera, który jest dla mnie taką szczególną postacią, który nie tylko malował, ale też pisał, pisał do szuflady. I w swojej twórczości podejmował tematy romantyczne, wpisując Anhellego w swój artystyczny sztafaż. Te inspiracje w jego twórczości łączyły się z wątkami ludomanii, czy też chłopomanii, może to trochę pejoratywne określenie, ale myślę, że mogę go tutaj użyć. Więc dwutorowo szły inspiracje Pruszkowskiego. Z jednej strony odradzanie się wielkich tematów poezji romantycznej i reinterpretowanie przez modernistów tych tematów, ale z drugiej strony rodząca się chłopomania, czy zainteresowanie ludem. Więc te dwie rzeczy splatają się w twórczości Pruszkowskiego. Oczywiście to idzie też na fali takiej krytyki społecznej,
na przykład takim ulubionym artystą Pruszkowskiego,
był Guy de Maupassant, Francuz, który ironicznie, satyrycznie
przedstawiał społeczeństwo francuskie i zawsze był przychylny ludowi, tak jak zresztą Pruszkowski. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że ta bliskość, czy ta postawa Pruszkowskiego, taka absolutnie szczera postawa Pruszkowskiego, tego pierwszego chłopomana, ona jest widoczna na tych obrazach. Chciałabym powiedzieć jeszcze jedną rzecz: zaczynałam dawno temu od Pruszkowskiego, który według mnie wtedy namalował trzy czy cztery obrazy, a skończyło się na tym, że właściwie powstawała o nim książka i to jeszcze nie jest koniec. Korzystając tutaj z okazji, też może chciałabym kilka słów powiedzieć o czymś zupełnie innym, ale związanym.
I myślę, że będzie mi łatwiej na tym przykładzie opowiedzieć o Pruszkowskim i o Anhellim i o tych wątkach ludowych w jego twórczości.
Myślę, że to będzie lepszy przykład. Pruszkowski do szuflady napisał poemat inspirowany Anhellim. Rzecz także dzieje się na takich onirycznych pustkowiach Sybiru, więc ta przestrzeń jest stricte inspirowana poematem Słowackiego. I czego dotyczy ten poemat? Otóż nad krainą właśnie taką oniryczną, taką senną, nad krainą grobów, nad krainą milczenia władzę sprawuje autorytatywny tyran car. Nie wiemy kto to jest, można znaleźć odniesienia, ale ogólnie nie ma wątków historycznych, to jest jakaś płaszczyzna oniryczna. I Pruszkowski, czy może narrator, jak celowo ich utożsamiam, wciela się w rolę takiego ptaka, który nad tą krainą, jak w Mickiewiczowskiej drodze do Rosji, krąży. I ogląda cierpienie ludu i bierze stronę też tego ludu. Więc dlaczego o tym mówię? Dlatego, że w Carze skupiają się dwie artystyczne postawy Pruszkowskiego. Z jednej strony ten wielki zwrot do tematów romantycznych, ale z drugiej strony te wątki, które pojawią się na koniec XIX wieku. Te wątki ludomanii, chłopomanii, fascynacji ludem. U Pruszkowskiego one dochodzą do głosu jako u tej pierwszej generacji. To pokolenie, które wyjechało do Monachium na studia, wyjechało do Akademii Monachijskiej, w Krakowie nie było Akademii, była Szkoła Sztuk Pięknych, więc chcąc zyskać wykształcenie trzeba było wyjechać do Petersburga, do Paryża, do Monachium. Więc ta duża kolonia artystyczna była właśnie tam. I artyści, którzy przyjechali do Monachium przywieźli ze sobą romantyzm, który Pruszkowski tam poznał.
Ta artystyczna droga Pruszkowskiego artystyczna była zresztą bardzo ciekawa. On nie zaczynał na ziemiach polskich. On pochodził z Berszadu, później kształcił się w Paryżu, w Monachium i dopiero później przyjechał do Krakowa. Więc to był artysta, który nie znał romantyzmu, który wyrósł na tradycji klasycystycznej. I on ten romantyzm poznał dopiero w Monachium właśnie. I możemy znaleźć opisy w prasie tamtego czasu stylizowane na legendę, że on z Paryżanina w jedną noc zrobił się prawdziwym romantykiem, porzucił starych bogów klasycyzmu i oddał się plejadzie poetów Mickiewiczowskich. Założył czamarę, burkę ukraińską, której już do końca życia się nie sprzeniewierzył. Wrócił do Krakowa już jako ukształtowany artysta, więc te wątki anhelliczne w jego twórczości i w Carze, i w malarstwie są powiedzmy okraszone tymi zdobyczami sztuki francuskiej. I teraz dopnę te wątki. Takim wielkim kołem, jak ten ptak w tym Carze wielkie koło tematów anhellicznych zatoczyłam. Wydaje się to szczególnie istotne, że on te zdobycze impresjonizmu i symbolizmu z Paryża przywiózł i to właśnie one, ten impresjonizm, rodzący się ten symbolizm, pozwoliły znaleźć artystom młodopolskim drogę do odkrycia nowych sensów tego poematu, co nie udało się romantykom, którzy nie mieli aparatu, żeby tego Słowackiego w jakiś sposób ugryźć. Stąd zarzucano mu te brylantowe wiersze, wersy bez idei, bez koncepcji. Jedynie Krasiński był człowiekiem, który w jakiś sposób zachwycił się Anhellim. U Krasińskiego szło to na fali takiego lęku przed Sybirem. Krasiński całe życie bał się panicznie zesłania na Sybir.

Agnieszka Papieska: Krasiński właśnie był pierwszym, który dostrzegł wspaniałość Anhellego i też jego plastyczność. Napisał w liście do przyjaciela entuzjastyczną zupełnie recenzję. Chyba nikt tak dobrze jak Krasiński nie zrozumiał Anhellego na dobrą sprawę, on był oczarowany plastycznością tego utworu. Pisał, że te obrazy, chociaż w wymowie swojej piekielne, robią na nim takie wrażenie, że właściwie ma poczucie jakby w jakimś Edenie się znajdował. Więc też był czuły na taką plastyczną warstwę tego utworu. Ale Pani wspomniała o Sybirze. Wiemy, że Anhelli dzieje się na Syberii. Tymczasem film Pani Barbary rozgrywa się w lesie. Proszę powiedzieć o plenerach i dlaczego właśnie takie zostały wybrane.

Barbara Nałęcz-Niniewska: No tak, oczywiście na pewno dobrze by było, gdyby to był taki zimowy plener. Ale nie wiem czemu, jak myślałam o tym, o realizacji tego filmu i myślałam o różnych obrazach, to mimo wszystko nie miało dla mnie takiego dużego znaczenia, jaki ten plener będzie, czy to będzie zimowy, czy właśnie z liśćmi, czy bez liści. Trochę niestety tutaj może też wpłynęły takie kwestie rzeczywistości, że tak powiem, i jakieś trudy producenckie. W ogóle film zimowy dosyć trudno się kręci. Trudno jest zdecydować o terminie zdjęć, bo trzeba kilkanaście, czy tam dwadzieścia parę osób na te kilka dni w jednym momencie zorganizować
i wszyscy muszą mieć wtedy czas. Aktorzy często są zatrudnieni w teatrach, mają próbę, albo są na jakichś innych planach zdjęciowych. Zazwyczaj też najtrudniej jest właśnie dogadać się, żeby wszyscy aktorzy mogli w tym samym momencie. To jest jedno. Drugie, plany zdjęciowe zimowe są trudne. Musimy być przez kilkanaście godzin na zewnątrz, a tutaj były głównie zdjęcia plenerowe, a te we wnętrzu były w stodole. To był teatr zorganizowany w stodole, więc tam nie byłoby ciepło, gdyby to była zima. Więc chociażby z takich prozaicznych powodów tego nie kręciliśmy zimą.

Agnieszka Papieska: Zdaje się, że w Kazimierzu Dolnym były plany zdjęciowe.

Barbara Nałęcz-Niniewska: W okolicach Kazimierza Dolnego jest bardzo dużo niezwykłych wąwozów i miałam poczucie, że taki wąwóz to będzie dosyć niezwykłe miejsce do nakręcenia tego filmu. A druga rzecz, przez to, że ja właśnie pomyślałam, że dobrze byłoby film uwspółcześnić, żeby też ta współczesna wymowa była czytelna i dlatego wprowadziłam w ogóle tych współczesnych bohaterów, aktorów, ćwiczących rolę. Pomyślałam, że ten teatr, w którym oni ćwiczą, żeby on był taki nietypowy, alternatywny.
Pomyślałam, że fajnie, gdyby to był teatr w stodole. Słyszałam, że takie są.
Ciekawe, że takie teatry istnieją chyba trzy w Polsce. Jeden z nich jest właśnie pod Kazimierzem w miejscowości Skowieszynek. Nazywa się teatr Sklepisko. Właściciele tego teatru chętnie nam udostępnili to miejsce. Kolejna sprawa, ja też Kazimierz bardzo dobrze znam. To też mi było łatwiej zorganizować ten plan, jeśli chodzi o całe zaplecze, noclegów, cateringu i nawet pomocy na planie. Mogę opowiedzieć ciekawostkę, taką stenograficzną. Jak byliśmy dwa tygodnie przed zdjęciami na takiej dokumentacji,
byliśmy na niej też dwa lata wcześniej, ale potem na takiej bardziej szczegółowej,
czyli żeby znaleźć dokładne miejsca, które będziemy kręcić,
no bo to trzeba wcześniej zdecydować, bo ten na planie jest tak…
no jakby hamanogram jest bardzo napięty.
Mamy 12 godzin w ciągu dnia, żeby zrobić kilka scen,
więc trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie tę scenę będziemy kręcić.
No i właśnie chodziliśmy po tych wąwozach i weszliśmy do takiego wąwozu,
który praktycznie nie jest uczęszczany, a nie jest żadnym szlakiem,
nawet nie ma swojej nazwy i w tym wąwozie chodząc po nim
nagle spostrzegliśmy, że stoi tam prawosławny krzyż,
który było widać tutaj w tej ostatniej scenie i on tam był po prostu.
Nie wiemy dlaczego, co on oznaczał, skąd się tam wziął,
więc on nie był scenografią, myśmy go tam nie postawili,
po prostu tam był i uznaliśmy, że to też jest jakiś znak
i że warto go po prostu zostawić i niech on w tym filmie się pojawi,
bo kojarzy się też tak syberyjsko i na tych obrazach się pojawia
i wiadomo, że w prawosławie to właśnie jest tam na wschodzie.
A druga taka jeszcze dosyć niezwykła anegdota jest taka,
że właśnie w ten dzień dokumentacji, kiedy już po całym dniu chodzenia
po różnych miejscach zmęczeni usiedliśmy sobie w słynnej herbacierni
u Dzibisza w Kazimierzu i tam na stołach leżą książki.
I usiadłam i książka, która przede mną leży, patrzę,
Szatanią, czyli biografia Słowackiego.
I pomyślałam, że chyba pan Słowacki uważa, że dobrze robiliśmy.
Mam wrażenie, że poeta czuwa też nad naszą wystawą,
bo obraz Pruszkowskiego, który państwo mieli okazję oglądać,
Śmierć Angeleko, kupiliśmy dosłownie na dwa tygodnie przed wernisażem.
Akurat trafił na rynek i pojawiła się nadzwyczajna okazja
wzbogacenia naszej kolekcji o ten obraz.
No a powiedzmy sobie szczerze, jak często robimy wystawę o Anhelim?
Nie tak znowu często, tymczasem dosłownie przed wernisażem
ten obraz się pojawił i mogliśmy go państwu pokazać.
Ale dlaczego w ogóle interesujemy się tym Anhelim?
Tu pytanie będzie do pani Mileny.
Szalenie mnie interesuje i to wydaje mi się też jest bardzo zmienne
recepcja Anhelego od chwili jego powstania.
To jest na pewno bardzo długi temat i obrósł niesamowicie obfitą bibliografią.
Natomiast na początku, kiedy się Anheliu ukazał w 1838 roku,
nie był dobrze przyjęty, spodziewano się raczej czegoś bardziej wyrazistego
w tym czasie, kiedy Polska nie miała niepodległości.
Pani pisze w swojej książce też o tej recepcji,
że oczekiwano jakiegoś zagrzewania do boju tymczasem w Anhelim.
Jak państwo dobrze wiadomo, nic takiego nie następuje, wręcz przeciwnie.
Poemat kończy się śmiercią i było to różnie interpretowane.
To znaczy na samym początku ten finał był interpretowany
jak najbardziej pesymistycznie, do tego stopnia, że o czym pani pisze,
pojawiły się alternatywne koncepcje zakończenia Anhelego.
To jest bardzo też ciekawy temat.
Jakie to mianowicie nowe zakończenie inni autorzy proponowali?
Dziękuję. Ja jeszcze też chciałabym nawiązać do tych anegdot,
zanim odpowiem na pytanie.
Jedną z takich moich ulubionych anegdot dotyczących wydawania książki
była związana z pozyskaniem reprodukcji obrazu Zierkucka.
To była cała historia, dlatego że ja starałam się do tego Zierkucka,
znaczy o kontakt z Zierkuckiem starałam się od około 4 lat,
pisząc do nich maile do wszystkich właściwie instytucji,
które tam znajdowałam na internecie i bezskutecznie, raz mi odpowiedziano,
ale bezskuteczny był ten kontakt.
Proszę sobie wyobrazić taką historię.
Już jest 2 tygodnie do wydania książki i ja się pogodziłam z myślą,
że reprodukcja obrazu Kruszkowskiego będzie rozmazana.
No trudno, będzie to, co znalazłam, co udało mi się znaleźć.
I napisał do mnie Rosjanin, który zajmował się Syberią
i powiedział, że znalazł moje nazwisko,
widzi, że ja się tym tematem zajmuję, ma kilka pytań, takich nieliterackich.
Więc weszliśmy w rozmowę, miał żonę też z okolic Zierkucka.
Mówię, proszę pana, może pan tam kogoś w tym Zierkucku jeszcze zna.
To może byłaby szansa, gdyby ktoś, obraz wisi tam na ekspozycji,
gdyby ktoś pojechał do tego muzeum, zrobił mi zdjęcie tego obrazu.
I proszę sobie wyobrazić, że ten człowiek napisał do instytucji kultury,
nie podam nazwy, musiałabym zajrzeć.
I ja miałam ten obraz na drugi dzień.
Więc ja się śmieję, że tak jak tutaj na wystawie udało się kupić ten obraz na aukcji,
tak samo ja, która szukając cztery lata sama, to z pomocą słowackiego,
śmieję się, że słowacki takie rzeczy załatwia, mogłyby państwo też śmiać,
ale coś w tym jest.
I odpowiadając może na to pytanie, to niezgoda na zakończenie tekstu.
Tekst się kończy taką sceną śmierci Angelego.
Przylatuje rycerz zbroi, cały gotowy i wzywa do walki tego Angelego,
ale Loe mówi mu, leć rycerzu, nie bój się, on śpi, on jest przeznaczony na ofiarę serca.
Nic się tam nie dzieje. Koniec.
I przez długi czas odczytywano ten poemat w takim duchu martyrologiczno-mesjanistycznym,
ale ja zadałam sobie też pytanie, zresztą z doktor Janią siedzącą tutaj,
że przecież ten poemat kończy się w sposób nie zapowiadający żadnego optymistycznego zakończenia.
I myślę, że Słowacki z taką ideą go pisał ten Angeli, nie miał zmartwychwstać.
Słowacki jawi się tutaj jako taki człowiek świadomy wad narodowych i emigracyjnych,
świadomy tego, że ten naród nie ma szansy na przetrwanie.
I to jest straszne, co teraz być może czegoś kontrowersyjne to, co mówię,
ale to stawia Słowackiego w zupełnie innym świetle, jako człowieka świadomego,
potrafiącego ocenić bardzo satyrycznie i surowo społeczeństwo czy Polonię, wielką emigrację.
Ale ta niezgoda na zakończenie tego poematu, które było tak pesymistyczne,
i to też była jedna z przyczyn, dlaczego ten poemat odrzucono.
Jakby my rozumiemy z naszej perspektywy, ale jeżeli postawimy się po stronie tych ludzi,
którzy potrzebują nadziei, to ten poemat jej nie daje.
I to jest ten problem, że ten poemat nie mógł się przyjąć w romantyzmie,
bo on nie odpowiadał na potrzeby wielkiej emigracji.
Więc jakby te przyczyny też są dla mnie absolutnie zrozumiałe.
Ale ta niezgoda na to zakończenie była tak wielka, że trzy pokolenia później,
Bartłomiej Gasztoft, nauczyciel polskiej szkoły w Batignolle, dopisał zakończenie.
Dopisał zakończenie, że ze związku Angelego i Elenai,
tam nie ma żadnych w poemacie wskazówek, że ta relacja miała charakter erotyczny,
i Gasztoft dopisuje, że ze związku Angelego i Elenai rodzi się mściciel Angestios.
I teraz to jest ciekawe, też absolutnie ciekawe, że to dziecko, którego nie ma,
u Słowackiego nie ma tej zapowiedzi zmartwychwstania, nie ma tego dziecka,
które pójdzie w przyszłość i będzie walczyć o naród.
To dziecko u Gasztofta nienawidzi Sybiraków, więc Słowacki tego nie robi.
Słowacki nie wpisuje nienawiści w postać Angelego, a Gasztoft to zrobił właśnie.
Więc to jest pytanie, nie chcę tu rozstrzygać takich kwestii,
ale to jest pytanie, które warto sobie zadać, dlaczego trzy pokolenia później
Gasztoft stworzył postać mściciela, który nosi w sobie nienawiść do ludności,
która nie jest mu nieprzychylna.
Najciekawsze jest to, z czym nas Słowacki zostawia w Angelim.
Bo jakkolwiek ten utwór uchodził za taki bardzo pesymistyczny
i sam Słowacki zresztą pisał o swoim bohaterze, że więcej w nim rozpaczy
niż w bohaterach Byrona, to jednak wydaje mi się, że można tam jednak
doszukać się pewnej możliwości nadziei.
To znaczy, że jest to poemat otwarty, w tym sensie, że można…
I tu jest ten cytat, który pani przytoczyła w filmie o tych dwóch melancholiach.
Dwie są bowiem melancholie, jedna ze smutku, druga ze słabości.
Jedna jest skrzydłami…
Jedna z mocy, druga ze słabości.
Jedna jest skrzydłami ludzi wysokich, a druga kamieniem ludzi topiących się.
Wydaje mi się, że to jest jakiś newralgiczny moment tego poematu,
od którego wiodą dwie drogi interpretacyjne.
Jedna w stronę takiego drastycznego pesymizmu.
Angeli umiera i koniec, nic się więcej nie dzieje.
I dlatego inni ludzie potem dopisują zakończenia zupełnie wbrew intencji Słowackiego.
Ale jest też dzięki tym słowom ta druga ścieżka interpretacyjna,
że ta melancholia może być też skrzydłami ludzi wysokich.
Że może jakoś… no skrzydła dźwigają do góry.
To jest jakaś myśl bardzo optymistyczna, właśnie pełna nadziei.
Słowacki oczywiście wiedział, że pokolenie, w którym on sam żyje,
jest skazane na niepowodzenie, ale będą następne pokolenia.
I o tym jest znowu ten cytat o nadziei.
Miejcie nadzieję, bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je.
Ale jeśli was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.
Czyli znowu są dwie możliwości i wszystko zależy od człowieka.
Można wybrać drogę rozpaczy i wtedy koniec, topimy się.
A można wybrać tę drugą drogę, z żywą nadzieją.
Ta myśl pełna nadziei przecież zostanie ze słowackim.
W moim testamencie on mówi, lecz niech żywi nie tracą nadziei.
Czyli jak gdyby ta ścieżka interpretacyjna wydaje mi się ciągle jest żywa.
O czym chyba świadczy to, że się tu zgromadziliśmy,
że rozmawiamy o tym słowackim, że coś on dla nas znaczy.
Czy państwo zechcieliby…
Ja tylko chciałam taką krótką myśl wypowiedzieć.
Słuchając o tym zakończeniu, ja na przykład pomyślałam o jeszcze jednej ścieżce.
Co jeżeli to zakończenie nie mówi konkretnie o przyszłości albo jakiejś akcji?
Może akcją jest sama śmierć i samo cierpienie archellego?
Być może efekt tego cierpienia i jego śmierci nie jest widoczny między ludźmi
i może emigracja, czy ludzie czytający ten temat,
pragnęli tego, żeby on stał i poszedł za tym rycerzem.
Ale tak naprawdę jego męczeństwo i to, że on zginął i nie może się już podnieść,
jest tą najwyższą ofiarą.
Jest czymś, z czego duchowo, gdzieś u Boga, gdzie my tego nie widzimy,
wyjdzie właśnie z martwego stanie.
I to była moja pierwsza myśl.
Ja wiem, że Słowacki nie był mesjanistą i on być może w ten sposób tego nie pojmował,
ale ja to w ten sposób czuję i też postanowiłam się podzielić.
Bardzo dziękuję za ten głos.
Szczerze mówiąc, ja jestem tego samego zdania.
I wydaje mi się, że w utworze są przesłanki, które pozwalają tak sądzić.
Rzecz się dzieje w okresie Wielkiej Nocy, tam, gdzie jest delikatnie o tym mowa.
Do tego sam Słowacki w klasztorze, spędzając te 4 czy 5 tygodni,
odbył spowiedź życia.
Był też jakoś pod wielkim wpływem pewnego przeżycia religijnego,
którego doświadczył wcześniej przed Liwanem w Jerozolimie,
gdzie służył do mszy księdzu Maksymilianowi Rille.
I tam doświadczył rzeczywistości religijnej.
Zrozumiał znaczenie ofiary, na tym polega istota mszy,
że dochodzi do ofiary, ale ten symbol nie jest tylko symbolny.
Każdy symbol ma odniesienie do rzeczywistości.
Sądzę, że Słowacki zrozumiał dogłębnie znaczenie ofiary.
W tym czasie przecież myślał o anhelim, w tym czasie tworzył anhelego.
Jeszcze zanim znalazł się w Libanie, zanim znalazł się nawet w Jerozolimie,
pisał w listach do matki relacjonując swoje kolejne etapy podróży.
To można tylko dopowiedzmy, gdzie była ta msza,
bo tego pani nie powiedziała, że ta msza była w Bazylice Grogu Pańskiego.
Słowacki spędził tam całą noc, leżał na kamieniu, który leżał na grobie.
To jest rzeczywiście bardzo silne przeżycie.
Tak, służył dobrze. Zresztą prawdopodobnie sam się nie spodziewał siły tego przeżycia.
W listach do matki, w których relacjonował podróż, pisze, mówiąc o sobie,
używa imienia Anhelli. To już świadczy o tym, że też sam jakoś utożsamiał się z tym bohaterem,
który jest skonstruowany jakoś anielsko-chrystusowo, więc ta intuicja,
którą się tutaj pani podzieliła, wydaje mi się, że znajduje też jakieś przesłanki w samym utworze.
To może jeszcze ja dopowiem, że w takim razie może jakąś z Słowackiego jest ten rycerz,
który przylatuje na koniu na sam koniec. Może to jest plan Słowackiego na to,
że niektórzy, którzy są zarażeni tą śmiercią, tym męczeństwem, oni muszą umrzeć.
Tak jak on, jak Anhelli. Natomiast przyjdą ci inni, którzy coś tam może zrobią.
Może to był plan na następny poemat, który nie został napisany.
I następne pokolenie. Plan na następne pokolenie.
Szczerze mówiąc, mnie to się kojarzy z Wyspiańskim i z jego maniacką ideą,
że on się musi poświęcić za naród, że on musi być ofiarą.
To jest niedługo później przecież. Na tamte czasy to tylko jedno pokolenie.
Też był taki twórca polski, który tak silnie czuł potrzebę poświęcenia się za naród,
za to, żeby naród odzyskał niepodległość. I wszyscy nawet, szczerze mówiąc,
już mieli dosyć tego jego… Bo on się strasznie wszędzie wpraszał z tym,
że on musi zginąć i on będzie tą ofiarą i jego połóżcie na ołtarz i wtedy żyjcie.
I to się moim zdaniem trochę kojarzy akurat z taką postawą Słowackiego w tym Anhelli.
A czy to nie jest trochę tak, zastanawiam się nad tym, że wbrew pozorom
nam dzisiaj jest bliżej do tego Anhellego niż ówczesnym odbiorcom tego poematu.
Bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jest taki utwór hermetyczny,
który już do nas nie przemawia, ale nawet z naszej rozmowy wynika,
że ci pierwsi odbiorcy spodziewali się jakiegoś wyraźnego wezwania do boju,
które nie nastąpiło. My już żyjemy w innej rzeczywistości,
już tego nie oczekujemy od Słowackiego i możemy ten utwór przenieść
na inną płaszczyznę i trochę inaczej go interpretować.
Czyli nawet te wątki dotyczące nadziei my możemy widzieć dzisiaj,
bo my nie jesteśmy na szczęście w sytuacji takiej, że czekamy na jakieś
zbrojne odzyskanie ojczyzny. Więc czy nie jest tak, że my dzisiaj
nawet więcej możemy zobaczyć w tym utworze niż ówcześnie?
Jak państwo sądzą? Pani Barbaro?
Trudno powiedzieć czy więcej, no na pewno coś innego trochę,
ale słuchać w ogóle to działa, tak?
Powiedziałam, że coś innego, tak? Z drugiej strony te pewne są aktualne rzeczy,
o których mówiłam wcześniej, ale fakt, że ja jestem…
Ja nie wiem czy to działa, czy słuchać mnie tak po prostu,
czy to jest trochę inaczej? Jestem w ogóle pod wrażeniem tej rozmowy,
bo jakby widzę, wyczuwa się duże zainteresowanie i bardzo mnie też ciekawi,
jestem pod wrażeniem tego co pani powiedziała, a żałuję, że tego nie nagraliśmy,
nie nagrywamy tej rozmowy. I też tak się w duchu cieszę,
że ten temat jest rzeczywiście żywy. Jak robiłam ten film,
to też sobie miałam poczucie, że on jest taki niszowy,
a teraz mam poczucie, że może jednak trafi do publiczności
i że też ten mój pomysł może zrealizowania w przyszłości pełnego metrażu ma sens.
Przepraszam, powróciłam teraz myśli.
Mówi się o zakończeniu Angelego.
Tak, ale przepraszam, chyba teraz nie będę w stanie kontynuować,
bo gdzieś uciekła mi myśl.
Pani Basiu, póki ma pani mikrofon.
Mam do pani pytanie, czy słyszała pani poemat symfoniczny Elenai?
Ponieważ akurat w pani filmie jest bardzo wyrazisty, kolorystycznie, obrazowo,
plastycznie jest niesamowicie.
Ale chodzi o tę operę, która gdzieś tam w Poznaniu powstała?
Czy jeszcze taki…
Znaczy ja to słyszałam na przykład w wersji bardziej takiej estradowej,
gdzie nie było żadnych postaci.
Rzeczywiście od wuchy słyszałam, że jedno to…
Leonowiejski i Różycki.
No chyba myślę o Leonowiejskim.
Aż to rok temu było na przykład przez Muzeum Archidiecezjalne,
było zorganizowane w archikatedrze św. Jana i był cały…
Ale to jest głównie muzyka, tak?
Jansy z fragmentami śpiewanymi słowackiego.
Znaczy jakieś fragmenty gdzieś tam w internecie słyszałam,
chyba takich właśnie dwóch utworów, tak mi się wydaje,
że jeszcze też jakaś opera powstała z takimi białymi kostiumami.
No i nie jestem jakoś dobrze z tym zapoznawana.
Leonowiejski był też tam na ekspozycji Muzeum Narodowe w Krakowie.
Tak, że można było usiąść i posłuchać.
A, tak, tak, tak, rzeczywiście.
Znaczy jeśli chodzi o tę muzykę w tym naszym filmie,
no to jest to śpiew Gabłowi Jalikwotowy,
czyli taki, który pochodzi z Syberii właśnie,
więc stąd był ten pomysł, żeby taka muzyka się tam pojawiła
i ona rzeczywiście bardzo pasuje chyba też do tego tematu
i jakoś to podbija.
Jeśli chodzi o wnośnie muzyki słowackiego,
to właśnie to złożyłem.
I to by było na tyle.
Dziękuję.
A to jest gdzieś nagrane?
A kompozytor żyje?
A kompozytor żyje?
Angelina, czy w ogóle Sobotki powraca co jakiś czas i co ileś lat i inspiruje kolejne osoby.
Ja sama podczas tych kilku lat pracy nad tym filmem spotykałam też osoby, które kochały Angelę.
Nie, żeby już czytały i zrobiły na nie takie wrażenie, że go uwielbiają.
Na przykład też kostiumografka Marię Mollenda, która robiła kostiumy tego filmu.
Ona też jest wielką miłośniczką Angelego i kocha go od tamtego czasu.
Właśnie jako ośmiolatka zobaczyła też ten obraz śmierci Rynarki.
Więc co jakiś czas takie osoby spotykam. To często są młode osoby,
więc rzeczywiście ten utwór robi wrażenie na kolejnych pokoleniach Polaków.
Nawet imiona są przecież używane przez niektóre osoby pochodzące z utworu.
Tak, to ja koglowałam często hasło Angeli, to trafiła mi jakiś lekarz w Szczecinie,
która ma na imię Angeli. Nie wiem, czy z możliwości takimi zostało zarejestrowane.
A i jeszcze jakaś kobieta Angelina też się z taką spotkała.
To bardzo pięknie. Pani Milon, a jakby pani odpowiedziała na to pytanie o żywotność Angelego?
Ja chciałabym się posłużyć cytatem i mam poczucie, że mówimy o różnych wątkach.
Mówimy o wątku narodowym, mówimy o wątkach muzycznych, o dantejskim,
o polemice z Mickiewiczem, ale nie mówimy o jednej rzeczy, która jest dla mnie wyjątkowa.
To znaczy o tych przestrzeniach wewnętrznych słowackiego i o tych przestrzeniach onirycznego Sybiru.
I wydaje mi się, że tutaj oddam głos wrocławskiemu teatrowi ZAR,
który zrealizował taki spektakl Angeli w Wołanie i oni piszą w te słowa.
Zatem, pustka tak ogromna, że aż zasysająca, wielka jak syberyjskie przestrzenie,
próżnia to jeden z najważniejszych tematów Angeliego, z którym on sam musi się zmierzyć.
I w tym zmaganiu okazuje się słaby, niedoskonały.
Pieśni sardyńskie i sfańskie oparte na wyjątkowych harmoniach, konfliktach dźwięku, wibracjach
przynoszą niezliczoną ilość szczelin, które odczuwać możemy jako szczeliny naszego życia
i w które wpadamy jak w ową pustkę.
Przynoszą odchłanie, których Słowacki nigdy sam nie doświadczył na Syberii,
lecz na pustyni egipskiej sam, pisząc Angeliego, ekstrapolował, pisał w przestrzeni wyobrażonej
czy też przestrzeni wewnętrznego doświadczenia.
I wydaje mi się, że ten wątek tej przestrzeni wewnętrznego doświadczenia
umknął nam w dzisiejszej rozmowie, ale to co wydaje mi się też istotą Angeliego
to są te wewnętrzne pejzaże i doświadczenia Słowackiego, które on przenosi
na płaszczyznę onirycznego Sybiru i wydaje mi się, że to jest coś, co współcześnie artyści
choćby czyja też, wrocławskiego teatru zarówno wydobyli z tego tekstu,
dlatego on ma też szansę istnieć nie tylko w kontekście narodowym,
ale też w kontekście osobistych doświadczeń.
Ale gdyby pani zechciała rozwinąć wątek wewnętrznych pejzaży.
Może zacznę też od tego. W trakcie podróży na wschód w notesie,
o którym państwo już słyszeli, który można tam oglądać, znalezionym w Moskwie
jest taki ciekawy malutki rysunek alpejskiego domku.
I to też jest zastanawiające, dlaczego w notesie z podróży na wschód
pojawia się nagle mały domek alpejski pośród kiglastego lasu na takiej górze.
To taki rysunek, który można bardzo łatwo pominąć.
I okazuje się, że bliższe spojrzenie, czy bliższe przyjrzenie się temu rysunkowi
prowadzi do takiego tropu wspomnień Słowackiego z Genewy,
które odżywają tam właśnie na wschodzie.
Więc okazuje się, że Słowackiego te pejzaże wewnętrzne gór genewskich,
jakiejś wyobrażonej mistycznej może trochę przestrzeni Sybiru,
doświadczenia, które mu towarzyszy w trakcie podróży, tej bezgranicznej samotności Słowacki,
kiedy wyjeżdża z podróży na wschód, pisze w liście do matki,
że jedzie do Europy i zazdrości mnichom tego, że oni zostają w kosztorze.
I każdy dzień dla nich jest taki sam.
Ale on pisze, że ja wyjeżdżam do Europy, gdzie nikt na mnie nie czeka,
gdzie ja się niczego nie spodziewam.
Więc to doświadczenie samotności, doświadczenie rozpaczy,
doświadczenie niepewności, doświadczenie przestrzeni genewskich,
wydaje mi się, że Słowacki to w Angelim też umieszcza dla tego sam siebie,
jak to pani wspomniała, nazywa imienie tego bohatera w jakiś sposób,
się z nim utożsamiając też.
To jeszcze, skoro pani jest przy głosie, o jedną to pytam.
Postawiła pani takie pytanie sobie w książce,
dlaczego w tak bajecznej przestrzeni, jaką był Liban, kwitnący wdałowcami,
gorący, słoneczny, kolorowy, dlaczego właśnie tam powstał ten poemat o Sybirze?
Czy może pani udzielić odpowiedzi na to pytanie?
Wydaje mi się, że rozpoczęłam udzielanie odpowiedzi na to pytanie,
dlatego że ten Sybir kojarzył się właśnie z przestrzenią rozpaczy,
cierpienia, samotności, zwłaszcza jeżeli mówimy o tym Sybirze wyobrażonym,
Sybirze imaginacyjnym, bo tu nie możemy mówić w Ankelim o jakiejś konkretnej przestrzeni geograficznej.
To jest Sybir rozpięty poza czasem i poza przestrzenią,
który jest bezkresny, nie ma końca.
I wydaje mi się, że to była doskonała przestrzeń do wyrażenia tych egzystencjalnych stanów,
które doświadczał Słowacki w trakcie trwania podróży.
Że ten mrok Sybiru czy ta przestrzeń oniryczna była doskonała do wyrażenia egzystencjalnej niepewności Słowackiego.
I może myślę, że warto tutaj Słowackiemu głos oddać, bo on wybrzmiał teatr z army.
Tutaj mówimy też dużo, ale Słowacki jeszcze głosu nie zabrał.
I wydaje mi się, że warto mu go oddać.
Chciałam nawiązać do tego pytania, ale też pokazać Państwu, jakiego rodzaju to doświadczenie podróży mogło być.
I mamy rozdział szesnasty, nie będę czytać całego, ale w ostatnim wersecie.
W tle ptaki świetniały na szafirowym niebie i róż białych girlandy ulatujące ku południowi Anhelli by umarły.
I czy to coś znaczy, że coś pękło? Czy zrobiła się jakaś szczelina egzystencjalnego doświadczenia, o czym pisze Teatr z army?
To tutaj wydaje mi się, że nigdy tego nie odkryjemy, ale możemy w tym tekście w jakiś sposób szukać tych odpowiedzi,
a jednocześnie przy okazji jakiejś własnej sprawy tym szukaniem załatwiać.
Pięknie powiedziane.
Jeszcze pomyślałam, że może warto opowiedzieć o tej scenie Golgoty, która wydaje mi się jest dosyć kluczowa w samym utworze.
I też tutaj się trochę pojawia w filmie, że ona jest taka symboliczna, gdzie ta grupa Polaków-zesłańców dzieli się na trzy grupy
i właśnie ścierają się na tym tle światopoglądowym.
No i dochodzi do tego, że właśnie decydują, że wybiorą po jednym z każdej grupy i ukrzyżują.
Że w ten sposób decydują, przy którym jest racja. Także ten, który dłużej będzie żyć, to przy tym jest racja.
I właśnie chyba tutaj miałam poczucie takiej aktualności.
To co też powiedziałam we wstępie, że właśnie to jest takie najbardziej bolesne, gdy się patrzy na to co się dzieje w Polsce.
Że takie ścieranie się bardzo silne na tle światopoglądowym, uproszczając, że powiedzmy jest frakcja konserwatywna i frakcja liberalna.
Nawet tutaj też symbolicznie to zasygnalizowałam w ostatniej scenie, gdzie jest tych dwóch mężczyzn opierających się o plecy.
Jeden jest w stroju w kontuszu, drugi jest w stroju w stylu zachodnim.
To było charakterystyczne też dla tej mody XVIII wiecznej w Polsce.
Że właśnie ci o tych zapatrywaniach bardziej liberalnych nosili się w stylu zachodnim, a ci o bardziej konserwatywnych w stylu polskim.
Oni tutaj też się pojawiają nie bez przyczyny, że mają to zasymbolizować.
Więc tutaj na mnie ta aktualność też robiła wrażenie.
Zresztą z tego co wiem, to Słowacki też chyba tego Angelego napisał, że też bolesne dla niego było to, że Polacy na tej emigracji się tak okropnie właśnie kłócą.
Nie mogło dogadać się na temat tego jaka ta Polska ma być i jak wywalczyć tę niepodległość.
I wkazuje się, że to przez kolejne lata się powtarza i dzisiaj jest cały czas awantura o to jaka ta Polska powinna być.
Więc ja tutaj taką aktualną wymowę miałam poczucie, że jest.
Natomiast jeszcze to co pani mówiła o tej walce o wolność.
W tej chwili w takiej sytuacji nie jesteśmy, ale nigdy nie wiadomo czy to do nas nie wróci.
Ukraińcy teraz walczą o wolność, więc upiornie jest o tym myśleć, ale nie wiadomo czy to do nas nie wróci.
Nie wrócą takie sytuacje, więc niestety, ale ta aktualność może gdzieś powracać w jakieś kolejne lata.
Czy państwo by chcieliby jeszcze swoimi refleksjami się podzielić? Bardzo proszę o mikrofon.
Ja wiem, że tutaj zostało powiedziane wiele o tej współczesnej recepcji w różnych kontekstach,
ale według mnie jest jeszcze jedna recepcja, jeszcze jedna myśl, która chyba powinna nam towarzyszyć.
Dlatego, że Angeli przez tą tematykę sybilską mówi też w pewien sposób o pamięci.
I my dzisiaj w XXI wieku tak naprawdę to nie powinien być dla nas utwór, który dziś przeminął i który nie jest aktualny.
Dlatego, że tak naprawdę nasze pokolenie jest przecież ostatnim pokoleniem i mam nadzieję, że pozostanie ostatnim,
które się może uczyć jeszcze od Sybiraków. Wczoraj był Dzień Sybiraka.
I czytając takie teksty współcześnie mam wrażenie, że powinniśmy to też jakoś odnieść do tego, co jest dziś.
Do tego, że gdyby nie takie teksty, gdyby nie mowa o tym, może zatracilibyśmy gdzieś swój charakter jako narodu.
Zapomnielibyśmy o męczeństwie albo zapomnielibyśmy o tym, dlaczego teraz, dzisiaj żyjemy w tych lepszych warunkach niż w tych, w których żyli ci ludzie.
I tak sobie myślę, że nawet wówczas, kiedy Słowacki żył, czy nawet wcześniej, to mimo, że to jest ten poemat onieryczny
i że to nie jest taka realistyczna przestrzeń, to pewne wątki się pojawiały.
Czytając wspomnienia Sybiry Powstańców Zjednoczonego, Cordela Zielonki, on pisał w pewnym fragmencie,
że gdyby Dante był w stanie przejść te etapy, którymi oni szli na Sybir, to miałby doskonałe pole do opisywania piekła.
I że gdyby miał wybór, ten idealny fragment, ten idealny element dziejów, żeby to piekło opisać, to właśnie mogłyby być etapy.
No i tak właśnie o tym pomyślałam i też o tym, że właściwie dziś współcześnie, chociażby w Ukrainie, dzieją się podobne historie.
Więc może to jest też sposób spojrzenia i na historię, i na teraźniejszość, i na przyszłość.
I też chciałam podziękować dodatkowo i pani, i wszystkim, którzy się tutaj tym zajmują,
dlatego, że po prostu przemij pamięć na przyszły pokoleń, więc bardzo dziękuję za tę pracę.
Bardzo mi miło.
Pani jeszcze, pani chciałaby coś powiedzieć, może proszę o przekazanie mikrofonu.
Ja miałam tylko jedną krótką uwagę, taką dotyczącą wątków muzycznych.
Kilkanaście lat temu Włodek Pawlik ze swoim zespołem jazzowym Triumf nagrał muzykę do Angelego i bardzo państwu ten album polecam.
A druga uwaga, to mnie tutaj koleżanka zainspirowała, bo rzeczywiście wczoraj była 200. rocznica urodzin
Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, świętego postaci, związanej przecież zarówno ze Słowackim,
bo Szczęsny Feliński opiekował się umierającym poetą, to właśnie jemu Słowacki dyktował słowa poematów,
a także związany z Zygmuntem Brzozowskim, że Zygmunt, bylina Brzozowskich,
przecież zaopiekował się osierodzonym Zygmuntem Szczęsnym Felińskim, zapewnił mu edukację,
także te wątki tutaj z Felińskiej tak się mocno splatają.
Ja też serdecznie dziękuję i za wystawę i za wszystkie wydarzenia towarzyszące tej wystawie.
Szkoda, że już koniec.
Bardzo dziękujemy.
Chciałam jeszcze powiedzieć o mikrofonie.
Ja tylko dopowiem, że święty Szczęsny Feliński był o tyle związany z Sybirem,
przez swoją mamę Edda Felińską, która została jako chyba pierwsza Polka zesłana
w procesie komarskim.
Tak. I to nie tak jako towarzyszka swojego męża, który już zresztą nie żył,
tylko sama osobiście została wysłana jako próbująca zorganizować jakieś spotkania wieczorne
pań polskich, a została oskarżona o próbę zorganizowania zamachu na księcia Aleksandra.
Więc wysłano ją tak daleko, że miała wyrok, że nie może wracać,
to znaczy dożywotnią wysłano na Syberię.
Nie wolno jej było wrócić, nie wolno jej było przebywać bliżej niż 5 tysięcy kilometrów
od rodzinnego domu, a pozostawiła w Polsce szóstkę dzieci,
z których najmłodsza miała 6 lat, a najstarsza córka, Paulina, miała chyba 17,
kiedy matka zjeżdżała.
Więc są całe pamiętniki Ewy Felińskiej, która po prostu pisała do swoich dzieci
historię swojego życia tam z Syberii.
A trzeba przyznać, że ona sama pisała o tej Syberii tak jakby to była
piękna wycieczka krajoznawcza.
Badała tam te tereny, podziwiała Azorzę Polarną, bardzo podobały jej się miejscowi,
którzy byli bardzo życzliwi.
Dziękujemy za tę historię. I może też nie mogła po prostu pisać inaczej.
No nie mogła, bo to była kwestia cenzury.
Dziękujemy. Czy ktoś jeszcze chciałby się podzielić refleksjami swoimi,
bądź zadać pytanie naszym znakomitym autorkom?
To jeszcze tylko może dodam, że te pamiętniki Ewy Felińskiej są przynajmniej
częściowo dostępne jako audiobooki.
W takim wydarzącym sobie wolnym dźwiękiem.
Dziękujemy.
Jest jeszcze jedno pytanie, bądź refleksja.
Chciałam powrócić do pytania o tej kwestii związanej ze współczesną recepcją Angelnego.
I ponieważ jestem propagatorką negatywnej interpretacji tego poematu,
czyli tej zgodnie z którą w Angelii nie ma przeszłości.
Angelii jest dziełem o tragiczności, o katastrofie, w której nie ma przyszłych pokoleń,
które będą nieść dalej polskość, w którym Mesjaniec jest wręcz wyszydzony.
To mi się wydaje, że taka interpretacja Angelego, która moim zdaniem jest bardzo ciekawa,
ponieważ ona kwestionuje trochę granice kulturowej zrozumiałości,
taka interpretacja dzisiaj wybrzmiewa w kontekstach kryzysu klimatycznego.
I tego, jak dzisiejsze pokolenia nie będą na nas patrzeć z podziwem,
będą nas, przyszłe pokolenia będą nas przeklinać za to, co zrobiliśmy z tą planetą.
I nasze poprzednie pokolenia też.
Więc mi się wydaje, że to może jest ten sposób odczytania tragizmu Angelnego,
który jakoś daje domyślenie.
Słyszała pani może o przedstawieniu, które było grane w Lublinie,
właśnie na podstawie Angelego, które było właśnie w kontekście klimatycznym.
Ja niestety na tą przedstawieniu nie byłam, ale było takie przedstawienie.
A kiedy to było?
Dobrze nie pamiętam, ale to jest rok, to jest dwa lata temu,
widziałam w Lublinie plakaty tego przedstawienia.
Nie wiem też, w którym teatrze, ale myślę, że można tego poszukać.
To był na pewno teatr z Lublina.
Też mi się wydaje, że jest to jakiś trop, o którym Słowacki miały świadomość,
że ci, którzy przyjdą, będą nam mieli za złe w nam, w pokoleniu.
Więc wydaje mi się, że ten trop tutaj warto zarysować.
Bardzo chcemy czasami, żeby takie teksty, bo ja też przykrywam się do tej interpretacji,
którą zaproponowała doktor Janion,
czy my razem jakoś w tym uczestniczymy, w tej interpretacji.
Ale nam jest bardzo trudno widzieć teksty romantyczne w świetle negatywnym.
I ten tekst zdecydowanie moim zdaniem wyłamuje się z tego mesjanistycznego paradygmatu,
który nakreślił Mickiewicz.
I my chcielibyśmy, żeby ta nadzieja była, ale wydaje mi się, że Słowacki uśmiercając swojego bohatera,
jakoś jednoznacznie jej nie daje.
Ale jeżeli my mówimy o tym w sposób taki bez tekstu, to możemy powiedzieć wszystko.
Ale wydaje mi się, że tutaj ja znowu oddam, specjalnie wzięłam, proszę zobaczyć, tutaj moja praca jest widoczna na tym tekście,
te wszystkie zakładki, specjalnie wzięłam ten tekst ze sobą.
To końcówka.
Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste jak diamentowe źródło i tak wonne jak lilie wiosenne. To ciało do mnie należy i to serce moim było. Rycerzu kłam twój tętni, leć dalej. I poleciał ów rycerz ognisty z szumem jakoby burzy wielkiej, a Eloe usiadła nad ciałem martwego.
I uradowała się, że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i że już spoczywał w tej ziemi sybirskiej.
Ale drodzy Państwo, jeszcze jedna rzecz, bo możemy dyskutować sobie tutaj o różnych interpretacjach, ale piękne jest to, że ten poemat można odczytać na wiele sposobów.
Nie chodzi o to, czy moja jest bardziej uprzywilejowana niż Państwa.
Jeżeli Państwo znajdą upotwierdzenie w tekście na swoją interpretację, to bardzo proszę, ten tekst ma tak dużo symbolicznych znaczeń.
I nie bez powodu symboliści do niego sięgnęli, żebyśmy mogły narzucać jakąkolwiek interpretację.
My dajemy tylko propozycję interpretacji. Proszę pamiętać o tym, że Państwo mogą poszukać swojej własnej.
I ten tekst do tego prowokuje. Myślę, że Słowacki był tego świadomy, że ten tekst ma prowokować nad powtórnych odczyteń.
Mnie się wydaje, że to była najlepsza puenta naszego spotkania. Wszystkie drogi są otwarte.
Dzieło zachęca do ponownej lektury. Myślę, że jesteśmy w gronie ludzi, którzy do Słowackiego sięgają często i prawdopodobnie każda lektura odsłania coś nowego.
Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję Paniom, Autorkom, Twórczyniom i wspaniałego, poruszającego filmu.
I Pani dr Milenie Chilińskiej, autorce nadzwyczajnej książki, topografia wyobraźnia ankheliczna.
Już sam ten pomysł zasługuje na nagrodę. I Państwu za udział, za życzliwość, za przemiłą atmosferę dzisiejszego wieczoru,
którym zamykamy wystawę Słowacki w Libanie. Bardzo dziękuję.